13 marca 2017

„Mleko i miód” Rupi Kaur

208 stron, Otwarte, 2017

O Mleku i miodzie (czy mogę to tak odmienić?) słyszałam na długo przed jego polską premierą i muszę przyznać, że miałam lekką obsesję na punkcie tej książki (mogę to w ogóle nazwać książką?). Nie jestem wielką fanką poezji, a właściwie to znam ją jedynie z lekcji języka poezji. Poza nimi nie czytam jej, bo co jeśli coś źle zinterpretuję? Z poezją Rupi Kaur było inaczej. Na tyle ile pozwalała mi moja znajomość angielskiego, przeczytałam kilka jej wierszy, zamieszczonych na jej instagramie, i pomyślałam, że są bardzo proste, ale jednocześnie mają jakąś magię w sobie. Koniecznie chciałam przeczytać cały tomik i tylko czekałam, aż będzie wydany w Polsce.

Mleko i miód jest podzielone na cztery części: cierpienie, kochanie, zrywanie, gojenie, opowiadające o różnych momentach z życia autorki. Rupi Kaur opowiada o gwałcie, którego doświadczyła jako dziecko, czy o problemach z ojcem. Kładzie też duży nacisk erotyzm w niektórych wierszach, który może niektórym wydawać się zbyt wulgarny. Czy mi to przeszkadzało? Nie, aczkolwiek nie wywołało to we mnie żadnych głębszych emocji. Szczerze mówiąc, przez dwie środkowe części - kochanie i zrywanie - po prostu przeleciałam. Wszystko po mnie spłynęło i pewnie dlatego, że nigdy nie byłam zakochana, nie mogłam utożsamić się z tym, co pisała Rupi Kaur. To gojenie najbardziej mi się spodobało i stąd najwięcej wierszy wywarło na mnie dosyć duże wrażenie, ale niestety czuję lekki zawód. Wyżej pisałam wam o tej magii, którą czułam, czytając te wiersze wcześniej, tutaj niczego takiego nie doświadczyłam. Wydaje mi się, że w dużej mierze jest to wina tłumaczenia. Nieważne, jak dobre jest, i tak nie odda w pełni oryginału.
Rupi Kaur wspomina o gwałcie czy o miłości, ale w centrum jej zainteresowań stoi kobieta, bo
właśnie do tej płci kieruje swoją poezję. Walczy ona z wizerunkiem kobiety, wykreowanej przez media, akceptowanej przez społeczeństwo. Nie tylko białe jest piękne i to do ciebie należy ciało, więc jeśli nie chcesz golić nóg, to nikt nie ma prawa ci tego zabronić. Rupi Kaur walczy z tematem tabu, jakim jest wspominanie o okresie. Szczególnie bardzo widać to w jej działalności na instagramie.

Najczęstszym zarzutem wobec tego tomiku poezji jest to, że wiersze są zbyt proste, wręcz banalne, a czy ja też tak uważam? Ciężko jest mi się z tym nie zgodzić, bo faktycznie przypominają one postu z tumblra, ale jest to specyficzny rodzaj, który nie każdemu przypadnie do gustu. Ja osobiście nie lubię rozbudowanych wierszy, naładowanych wszystkimi możliwymi środkami stylistycznymi, i właśnie przeczytanie Mleka i miodu uświadomiło mnie w tym, po jaką poezję powinnam sięgać. Znowu ujawniła się moja minimalistyczna dusza i naprawdę podoba mi się ta prostota. 

Nie da się ukryć, że czuję pewien zawód, bo teoretycznie spodobała mi się 1/4 wierszy, ale nie zwalam tej winy na autorkę. Nie można przecież trafić do wszystkich. Mleko i miód ostatecznie oceniam pozytywnie i myślę, że warto się z nim zapoznać. Jeśli miałabym dać jakieś rady, to sięgajcie po wersję dwujęzyczną, albo przed kupnem zapoznajcie się z wierszami, umieszczonymi w internecie. Przynajmniej będziecie wiedzieli, na czym stoicie.

★★★★★★★☆☆☆

Wyzwania: ABC Czytania



9 marca 2017

„Nie jesteśmy gotowi” Meg Little Reilly

352 str, HarperCollins Polska, 2017


Przeprowadzka z Brooklynu do domu w malowniczej górskiej scenerii Vermontu miała być dla Asha i Pii początkiem nowego życia. Małe miasteczko, piękna przyroda, święty spokój, czyli spełnienie marzeń po latach. Jednak już po trzech miesiącach na horyzoncie, dosłownie i w przenośni, pojawiają się ciemne chmury. Meteorolodzy zapowiadają burze i huragany na niespotykaną skalę. Strach przed kataklizmem ujawnia głębokie podziały w na pozór zgodnej lokalnej społeczności. Poważny kryzys dotyka również małżeństwa Asha i Pii. Poczucie zagrożenia, zamiast łączyć, pogłębia przepaść, z której do tej pory nie zdawali sobie sprawy.

Jestem zawiedziona relacją Pii i Asha. Naprawdę spodziewałam się, że będzie to małżeństwo, które chociaż przeżywa kryzysy, to jednak znajdzie w sobie siłę, by przetrwać. Liczyłam na taką prawdziwą miłość, ale autorka za wszelką cenę postanowiła ich rozdzielić. Faktycznie okazało się, że są to zupełnie różne charaktery, ale przecież aż tak wielkie różnice moim zdaniem powinny wyjść dużo wcześniej. Ciężko jest mi stwierdzić, czy polubiłam któregoś z nich. Obydwoje mieli zdolność do czynienia rzeczy, kolokwialnie mówiąc, niezbyt miłych. 

Nie mogę oprzeć się porównaniu tej książki do Historii pszczół Mai Lunde. Choć te powieści na pierwszy rzut opowiadają o czymś zupełnie innym, to obie autorki zdecydowały się zawrzeć tę samą przestrogę - dbaj o środowisko, w którym żyjesz, zwracaj uwagę na to, co ciebie otacza. Problem, jaki mam z Nie jesteśmy gotowi jest taki, że Meg Little Reilly wcale nie przekazuje tego delikatnie, tak jak Lunde. Prawdopodobnie to tylko moje odczucie, ale czułam, jakby przez postać Asha chciała nam pokazać, że tylko taka postawa jest właściwa, że od razu powinniśmy porzucić swoje życie w wielkich miastach i przenieść się na wieś. Naprawdę strasznie denerwowało mnie to wspominanie, czego to Ash sam nie zrobił i jak bardzo hipsterskie i organiczne jest teraz jego życie. W tym wszystkim było też dużo dramatyzowania. Dobra,  kto by w obliczu takiego niebezpieczeństwa nie dramatyzował? Jednak ja czułam w tym tylko sztuczny tragizm. Nie wysnułam żadnych głębszych refleksji pod koniec lektury. Okej, natura jest nieobliczalna i powinniśmy żyć w zgodzie z nią, ale tym bombardowała nas autorka od pierwszych stron. Naprawdę nie lubię, jak czytelnika traktuje się jak idiotę i wymusza się na nim pewien tok myślenia. 

Nie jesteśmy gotowi czyta się dobrze i w miarę szybko, aczkolwiek jest to jedna z tych książek, w których dominują opisy nad dialogami, Nie wszystkim może to przypaść do gustu. Tak, jak wspomniałam narratorem jest Ash i tu pojawia się pewien zgrzyt. Czasami czułam pewną różnicę między tym, co mówi, a tym co myśli, opisuje. Styl autorki nie jest bardzo plastyczny, ale jej opisy na pewno są bardzo rozbudowane i no cóż, nie pasowało mi to do postaci Asha. Albo w drugą stronę - jego styl wypowiedzi nie pasował zawsze do refleksji, które snuł. Poza tym to ciągle facet - nie wszystkim pisarkom łatwo jest się wczuć w narrację z tego punktu widzenia. Wydaje mi się, że w tym wypadku idealnie sprawdziłby się narrator trzecioosobowy. 

Nie jesteśmy gotowi oceniam jako bardzo średnią książkę. Nie była zła, ale na pewno nie dostałam tego, czego od niej oczekiwałam, Była taka sobie. Z tego też powodu nie będę jej wam ani polecać, ani odradzać. 
★★★★★☆☆☆☆☆

Wyzwania: ABC Czytania

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HaperCollins Polska.

3 marca 2017

5 porad dla początkujących blogerów książkowych


Siedzę sobie w naszej blogosferze książkowej z dwa lata i obserwuję, co też się tutaj dzieje. Nie czyni to ze mnie żadnego znawcy, sama siebie za taką osobę nie uważam, ale chciałabym podzielić się z wami, a szczególnie z początkującymi blogerami książkowymi, pewnymi radami. Gdy sama stawiałam pierwsze kroki jako blogerka, te rzeczy akurat wydawały mi się dosyć oczywiste, ale okazuje się, że nie do końca tak jest.


Research, research i jeszcze raz research!

Może się wydawać, że w pisaniu recenzji żadnej filozofii nie ma i po co właściwie się do tego jakoś szczególnie przygotowywać, prawda? Ja tymczasem, uwierzcie mi, natrafiłam na dużą ilość błędów, z czego większość było to mylenie części serii czy traktowanie jakiegoś tomu jako powieść jednotomową. Być może nie zawsze podanie takiej informacji jest ważne, ale tak czy siak nie warto wprowadzać innych osób w błąd. Pod ten punkt podciągnę jeszcze poprawność interpunkcyjną. Naprawdę źle się czyta tekst, nieoddzielony graficznie żadnymi znakami, a jest to wiedza, którą można wynieść z gimnazjum albo różnych internetowych poradników.

Spoilery to największe zło

Nikt nie lubi spoilerów, no bo co jest fajnego w poznaniu zakończenia książki? Najlepiej albo w ogóle nie dotykać takich tematów w recenzji, albo jeśli jest to konieczne, zaznaczyć tekst na biało. To samo tyczy się spoilerów w komentarzach. Ludzie no, niektórzy też je czytają! 

Nie streszczaj książki

Aż przypomniała mi się moja polonistka, która zawsze mówi, że nie powinniśmy streszczać w analizie XD Ale na serio streszczenia są złe. Nie wiem dlaczego, ale wśród początkujących blogerów utarło się chyba, że im więcej napisze się opisu, tym lepiej. W efekcie zajmuje on z dwa obszerene akapity, a sama opina i wrażenia to z dwa, góra trzy zdania. Wydaje mi się, że 5-6 zdań opisu to takie maximum. Lepiej napisać mniej, niż więcej. Jeśli za to nie wiesz, co pisać w drugiej części, pisz o: bohaterach (Jakie zachowanie się tobie podobało a jakie nie? Irytowali a może wzbudzali jakieś inne emocje? Jak są wykreowani? Czy są to postaci pełnowymiarowe czy papierowe?), fabule (Jaka ona jest? Wielowątkowa czy może skupia się tylko na jednym wątku? Jest oryginalna czy łatwo było ci przewidzieć zakończenie? Co się tobie w niej nie podobało, a co podobało?), akcji (Jakie jest tempo książki? Czy jest dużo zwrotów?) albo o stylu autora (Czy książkę dobrze się czyta? Czyta się ją wolno czy szybko? Czy styl jest lekki, prosty czy raczej cięższy, bogaty w szczegółowe opisy? Czy wyłapałeś jakieś błędy?). 

Czytaj inne blogi

Znacie tę radę, że aby zacząć pisać własne książki, najpierw trzeba zacząć czytać inne? Coś w tym jest, bo to samo tyczy się recenzowania. Gdy zaczynałam prowadzić bloga, moje recenzje były naprawdę krótkie, często nie wiedziałam, co dalej pisać, strasznie się męczyłam. Czytanie innych było naprawdę pomocne i nie mam tu na myśli żadnego kopiowania.

Daj sobie trochę czasu

Wiem, że dla każdego początkującego blogera współpraca z wydawnictwami jest czymś ekscytującym i kto by nie chciał otrzymywać książek za darmo? W tej chwili powtórzę to co większość: te książki nie są za darmo. Musisz poświęcić swój czas na przeczytanie ich oraz zrecenzowanie, a uwierz mi, czas to jedna z cenniejszych rzeczy. Czy jesteś pewien, że podołasz temu zadaniu? Najlepiej dać sobie trochę czasu na wdrożenie się, wypracowanie swojego systemu. Pierwsze miesiące prowadzenia bloga są najtrudniejsze i lepiej nie brać na siebie dodatkowych zadań.


Na koniec zachęcam was do wypełnienia tej ankiety. To dla mnie naprawdę ważne!