24 marca 2016

[PRZEDPREMIEROWO] „Bez słów” Mia Sheridan

Mia Sheridan, Bez słów, 400, Otwarte
★★★★★★★★☆☆
Bree po traumatycznych wydarzeniach, jakie spotkały ją w przeszłości, postanawia zaznać nieco spokoju.  W ten sposób trafia do małego turystycznego miasteczka Pelion, będącym dla niej symbolem miłych wspomnień z rodzinnych wakacji, po raz ostatni spędzonych w komplecie. Dziewczyna szybko nawiązuje kontakt ze starszą sąsiadką oraz za jej poleceniem znajduje przyzwoitą pracę w lokalnej kawiarni, ale też przez przypadek poznaje Archera – milczącego samotnika, darzącego nieufnością każdą osobę. Bree czuje się nim zafascynowana i próbuje odkryć, co w sobie skrywa, ale czy gotowa na to, co ją czeka?

19 marca 2016

Libster Blog Award #5


Ostatnio trochę nazbierało mi się tych wszystkich nominacji do LBA i w połowie odpowiadania na jedną z nich doszłam do wniosku, że jednak lepiej będzie zrobić je wszystkie w jednym poście. Ale żeby was za bardzo nie zanudzić moimi odpowiedziami postanowiłam z każdej nominacji wybrać 2 pytania ;)

17 marca 2016

„Musimy coś zmienić” Sandy Hall

Sandy Hall, Musimy coś zmienić, 304, Pascal
★☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Okładka Musimy coś zmienić obiecuje nam pełną humoru historię miłosną opowiedzianą z czternastu punktów widzenia. Historię słodką jak Jeden dzień, urzekającą jak Love, Rosie i czarującą jak Pamiętnik. I jak wiadomo takich tekstów nie bierze się na poważnie, bo zazwyczaj nie odzwierciedlają książki, lecz mają na celu zachęcenie do jej kupna.

8 marca 2016

„Pętla” Faye Kellerman

Faye Kellerman, Pętla, 495, HarperCollins Polska
★★★★★★★☆☆☆, 
Nie ukrywam, że częściej i też chętniej sięgam po rozmaitą fantastykę, obyczajówki czy chociażby te najzwyklejsze romanse, a z wszelakimi kryminałami jest mi po prostu nie po drodze. Z czego to wynika? Kompletnie nie mam pojęcia, i chociaż małymi kroczkami staram się eksplorować ten nieznany mi do tej pory gatunek. Zaginiona dziewczyna jako mieszanka kryminału i thrillera psychologicznego okazała się strzałem w dziesiątkę i nie mogłam żałować, że ją przeczytałam, a jak było z Pętlą?

Peter Decker to doświadczony detektyw z Los Angeles, którego w ręce wpadają do rozwiązania dwie trudne sprawy. Z prośbą o pomoc zgłasza się do niego wieloletnia znajoma Terry - żona groźnego gangstera oraz matka czternastoletniego Gabe'a. Niestety rozmywa się ona w niewyjaśnionych okolicznościach, pozostawiając bez opieki syna, którym postanawia zaopiekować się Decker. Na domiar złego na terenie jednej z budowli zostaje znalezione ciało martwej kobiety, powieszonej na kablu elektrycznym, a policja ma coraz większe problemy ze znalezieniem choćby jednej poszlaki.

„Kiedyś w szkole dowiedziałam się na lekcji fizyki, że wszechświat nieubłaganie dąży do chaosu. To samo odnosi się do ludzi. Czasami dobrze trafimy i jest w porządku. Ale na ogół źle trafiamy i wszystko jest do dupy.”

Nie wiem dlaczego, ale byłam święcie przekonana, że jest to pierwszy tom serii, ewentualnie drugi, a jak się okazało Pętla jest dziewiętnastą częścią przygód porucznika Deckera. Nie sądzę, żeby nieznajomość poprzednich tomów była wielkim mankamentem i przeszkadzała w odbiorze książki, jednak jestem osobą, która lubi mieć wszystko wyjaśnione od a do z, więc czułam, że uciekają mi pewne niuanse. Nie wiedziałam, kim dokładnie dla Deckera jest Terry, Donatti był dla mnie niewiadomą i pewnie też dlatego za bardzo nie polubiłam samego wątku z zaginięciem tej kobiety. Samo pierwsze pięćdziesiąt stron czytało mi dosyć topornie, ale gdy do akcji wkroczyło zabójstwo pielęgniarki, wszystko poszło z górki. Książkę czytało się szybko i przyjemnie.

Trochę nie spodobało mi się to, że Kellerman bardziej skupiła się na tej lekko obyczajowej części tej książki, aniżeli na głównym kryminalnym wątku. Nie mówię, żeby było to jakieś bardzo złe, ale najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się czytać o adaptacji Gabe'a w nowej szkole czy o dylematach Petera na temat tego, co zrobić z niespodziewanym lokatorem w jego domu. Sam Decker to dla mnie taki człowiek-zagadka. Ciężko mi powiedzieć, czy oceniam go na plus czy na minus. Na pewno był dobrym detektywem, ale nie jestem pewna, czy polubiłam go jako osobę. Szczególnie nie spodobało mi się to, jak odnosił się momentami do tej całej sytuacji z Gabem. Odniosłam wrażenie, że pomaga mu bardzo niechętnie, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Szkoda, że nie czytałam innych książek Kellerman, bo w tym wypadku na pewno miałabym zupełnie inne spojrzenie na tę postać.

„Nawet najinteligentniejsze osoby zdolne są do popełniania niewyobrażalnych głupstw.”

Zakończenie książki jest satysfakcjonujące. Autorka stopniowo buduje napięcie, wprowadza coraz więcej fałszywych domysłów, przypuszczeń, by na koniec cała tajemnica mogłaby pęknąć niczym bańka mydlana. Akcja nie pędzi szybko, ale niezwykle przyjemny i prosty styl autorki bardzo ułatwia czytanie.

Podsumowując, pomimo mojego narzekania i marudzenia, uwierzcie mi, że w gruncie rzeczy Pętla jest dobrą książką, nie jakąś wybitną, ale na pewno idealną rozrywką na kilka godzin. Cieszę się, że ją przeczytałam i  myślę, że każdy mógłby się za nią zabrać - nawet ktoś, kto nie jest zwolennikiem tego gatunku.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.

wybaczcie mi, ale nie mam pojęcia, co się stało ze zdjęciem, normalnie nie jest takiej fatalniej jakości ;/

5 marca 2016

„Amber” Gail McHugh

Gail McHugh, Amber, 591, Akurat
★★★★★★★★★☆

Gail McHugh to autorka Collide i Pulse - powieści, które przez wiele tygodni gościły na liście bestsellerów "The New York Times". Czekoladoholiczka, odkąd sięga pamięcią uwielbia wymyślać romantyczne historie. Mama trójki dzieci i od ponad piętnastu lat szczęśliwa żona.

Naprawdę bardzo chciałam przeczytać tę książkę, a to głównie dlatego, że wiem, jaką świetną pisarką jest Gail McHugh. Miałam okazję poznać ją i jej możliwości przy Collide i Pulse,  które, mimo że nieco wtórne, mnie oczarowały. To właśnie za sprawą tych książek miałam wielką ochotę na kolejne książki tej autorki, dlatego wielce się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że w tym roku wychodzi Amber - pierwszy tom cyklu Torn Hearts.

Amber Moretti została dotkliwie dotknięta przez los. Przez lata zmieniała ośrodki wychowawcze, trafiała do nowych rodzin, które zaraz potem oddawały ją z powrotem, aż w końcu trafiła na tę właściwą, która dała jej szansę. Za ich sprawą udaje się na uniwersytet, w którym sami kiedyś studiowali. To właśnie tam Amber przez przypadek poznaje Brocka i Rydera - dwóch najlepszych przyjaciół, którzy w zupełnie odmienny sposób zabiegają o jej uwagę.

Nie da się ukryć, że początek Amber nie zachwyca czytelnika. Po całkiem intrygującym prologu, który był zapowiedzią naprawdę dobrej książki, następuje chyba najgorszy pierwszy rozdział w historii najgorszych pierwszych rozdziałów. Autorka po prostu poszła po najmniejszej linii oporu - przypadkowe wpadnięcie na chłopaka, wzdychanie do jego urody, a potem oburzenie się na jego docinki o wyraźnym seksualnym podtekście, czy aby to nie brzmi znajomo? Dodajmy do tego jeszcze fakt, że Amber w ciągu jednego rozdziału zdążyła pozachwycać się wyglądem dwóch facetów i zrobiła to w naprawdę oklepany sposób. Straciłam nadzieję na dobrą lekturę, ale na szczęście książka nie okazała się być taka zła jak sam początek.

Byłam zaskoczona tym, gdy okazało się, że główna bohaterka to kawał twardej babki. Amber jest silna, pewna siebie i potrafi odpyskować w każdej chwili. Jednak traumatyczne wydarzenia, przez jakie musiała przejść w dzieciństwie, nie przeszły bez echa. W ich efekcie otoczyła się emocjonalnym murem, nie dopuszczając do siebie faktu istnienia czegoś takiego jak uczucia. Moretti nie wie, czym jest miłość, nie wie, czy potrafi kogokolwiek pokochać, ale za sprawą pojawienia się Brocka i Rydera zaczynają kiełkować w niej jakieś emocje. Ich kreacja jest co prawda oparta na schemacie uroczy sportowiec oraz niegrzeczny chłopiec, ale na kanwie tych stereotypów autorka dodaje coś od siebie i konsekwentnie prowadzi bohaterów. Dzięki temu stają się pełnowymiarowi, chociaż szkoda, że ciągle brakuje im trochę do pełnej oryginalności.

Już opis zapowiada, że szkieletem tej książki jest trójkąt - zabieg szczerze znienawidzony przez czytelników, a z niewiadomych powodów bardzo uwielbiany przez autorów. Cieszę się, że mimo moich obaw Gail McHugh sobie z nim bardzo dobrze poradziła. Relacja Amber, Brocka i Rydera jest pełna namiętności, pożądania czy fascynacji, miejscami nieco mroczna i trochę niepokojąca. Z mieszanką fascynacji i lekkiego strachu obserwowałam, w jaką stronę podąża ta cała historia - miejscami nieco mroczna i trochę niepokojąca, przyprawiająca o zawrót głowy i pełna wielu skrajnych emocji.

Amber to odważna książka, która sprawia, że czytelnik z przyspieszonym biciem serca przewraca kolejną stronę, a samo zakończenie wprawia go w wielkie oszołomienie i niedowierzanie. Szczerze polecam!

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat.