„Purgatorium. Wyspa tajemnic” Eva Pohler
Eva Pohler, Purgatorium. Wyspa tajemnic, 301, Replika ★★★☆☆☆☆☆☆☆ |
Purgatorium to łacińskie słowo, oznaczające czyściec. Według Kościoła katolickiego oznacza ono dochodzenie duszy do absolutnie doskonałej miłości, koniecznej do osiągnięcia szczęścia Nieba. Siedemnastoletnia Daphne zostaje wysłana do Purgatorium – kurortu, w którym przeprowadzane są eksperymentalne terapie dla osób ze skłonnościami samobójczymi. Dziewczyna nie jest zadowolona ze sposobów leczenia doktor Hortense Gray, a duchy w pokoju, awaria windy czy uwięzienie w jaskini wcale jej nie śmieszą i postanawia jak najszybciej wyjechać z wysypy. Nie wie jeszcze, że żaden z pacjentów nie może jej opuścić...
Eva Pohler jest wykładowczynią literatury na uniwersytecie w San Antonio. Kocha to miasto, tam również mieszka wraz z mężem i trójką dzieci. Jest autorką kilku poczytnych cykli powieściowych, w tym popularnego trzytomowego Purgatorium. Jej proza to połączenie kilku gatunków – głównie thrillera, fantastyki i powieści psychologicznej dla młodzieży.
Bardzo chciałam, żeby ta książka o niezwykle pięknej okładce (mogłabym się nią zachwycać godzinami, chociaż po namyśle stwierdzam, że jeszcze pięknej by wyglądała bez tej twarzy) i intrygującym opisie spodobała mi się. Jednak z przykrością stwierdzam, że Purgatorium. Wyspa tajemnic to kolejna mierna pozycja, o której zrobiło się głośno dzięki dobrej reklamie.
Daphne Janus od lat zmaga się z poczuciem winy i smutkiem. Słyszała przez drzwi dziwne odgłosy, a rano okazało się, że jej chory brat udusił ich młodszą siostrę Karę, myśląc, że w jej wnętrzu zamieszkał jakiś demon. Dziewczyna nie zareagowała we właściwym czasie i przez to zaczęła sobie wypominać, że gdyby nie ona, Kara teraz by żyła. Przez to Daphne popadła w depresje i próbowała odebrać sobie życie. Wszystko byłoby okej i super, gdyby nie to, że cała kreacja bohaterki nie ma odzwierciedlenia w treści. Nastolatka, przebywając na wyspie, w ogóle nie przypomina osoby, chorującej na depresje. Nie dość, że ochoczo zgadza się pojechać do kurortu wraz z przyjacielem, z którym od dłuższego czasu nie utrzymywała kontaktu, to jeszcze na miejscu śmieje się i ślini się na widok płci przeciwnej.
Po przeczytaniu pierwszych trzydziestu stron czułam, że to nie będzie pozycja najwyższych lotów, ale dawałam jej jeszcze szansę, jednak niestety później było tylko gorzej. Akcja była przewidywalna, wątki szybko skracane (autorka chyba na siłę chciała zamknąć te książkę w trzystu stronach), a styl jak u nastolatki a nie wykładowczyni literatury (serio, parsknęłam śmiechem, gdy zobaczyłam, jaki jest jej zawód). Gdyby nie to, że Purgatorium musiałam przeczytać i zrecenzować, najpewniej odłożyłabym tę książkę w połowie. Nie byłam ani trochę zaintrygowana, wręcz przeciwnie, wynudziła mnie ta książka, ale na szczęście nie była długa.
(I teraz uwaga, bo mogę sypnąć trochę spoilerów, więc jeśli jednak chcecie przeczytać Purgatorium, omińcie ten akapit)
To, co najbardziej zirytowało mnie i wkurzyło jednocześnie, to zakończenie książki. Ogólnie to Daphne przerażały te wszystkie metody, jakie stosowała Hortense, i chciała, jak najszybciej uciec z tej wyspy (chwilowo udaję, że dostałam ataku sklerozy i nie pamiętam o tym, że panika głównej bohaterki przechodziła po jakimś czasie i zachowywała się, jakby nic się nie stało). W momencie gdy gubi się podczas jednej z wycieczek i dowiaduje się strasznych rzeczy na temat wyspy, jest przerażona i chce ją jak najszybciej opuścić. Jednak później po tym, jak ją złapali i poddali naprawdę głupiej ceremonii, dochodzi do wniosku, że metody doktor Gray, czyli m.in zmuszenie pacjenta do walki o życie, by ten uświadomił sobie, że jest warte, są cudowne i postanawia przyłączyć się do bandy szaleńców. Najgorsze w tym jest to, że nie przeszkadza jej to, że temu samemu leczeniu chcą poddać jej najbliższych, którzy są tego nieświadomi.
(Koniec spoilerów xD)
Podsumowując, jak dla mnie ta książka była stratą czasu i osobiście jej nie polecam jej czytać, chyba że jesteście masochistami ;D. Daję jej trzy gwiazdki za ładną okładkę i za dosyć oryginalny pomysł, chociaż szkoda, że tak źle wykorzystany,
Eva Pohler jest wykładowczynią literatury na uniwersytecie w San Antonio. Kocha to miasto, tam również mieszka wraz z mężem i trójką dzieci. Jest autorką kilku poczytnych cykli powieściowych, w tym popularnego trzytomowego Purgatorium. Jej proza to połączenie kilku gatunków – głównie thrillera, fantastyki i powieści psychologicznej dla młodzieży.
Bardzo chciałam, żeby ta książka o niezwykle pięknej okładce (mogłabym się nią zachwycać godzinami, chociaż po namyśle stwierdzam, że jeszcze pięknej by wyglądała bez tej twarzy) i intrygującym opisie spodobała mi się. Jednak z przykrością stwierdzam, że Purgatorium. Wyspa tajemnic to kolejna mierna pozycja, o której zrobiło się głośno dzięki dobrej reklamie.
Daphne Janus od lat zmaga się z poczuciem winy i smutkiem. Słyszała przez drzwi dziwne odgłosy, a rano okazało się, że jej chory brat udusił ich młodszą siostrę Karę, myśląc, że w jej wnętrzu zamieszkał jakiś demon. Dziewczyna nie zareagowała we właściwym czasie i przez to zaczęła sobie wypominać, że gdyby nie ona, Kara teraz by żyła. Przez to Daphne popadła w depresje i próbowała odebrać sobie życie. Wszystko byłoby okej i super, gdyby nie to, że cała kreacja bohaterki nie ma odzwierciedlenia w treści. Nastolatka, przebywając na wyspie, w ogóle nie przypomina osoby, chorującej na depresje. Nie dość, że ochoczo zgadza się pojechać do kurortu wraz z przyjacielem, z którym od dłuższego czasu nie utrzymywała kontaktu, to jeszcze na miejscu śmieje się i ślini się na widok płci przeciwnej.
Po przeczytaniu pierwszych trzydziestu stron czułam, że to nie będzie pozycja najwyższych lotów, ale dawałam jej jeszcze szansę, jednak niestety później było tylko gorzej. Akcja była przewidywalna, wątki szybko skracane (autorka chyba na siłę chciała zamknąć te książkę w trzystu stronach), a styl jak u nastolatki a nie wykładowczyni literatury (serio, parsknęłam śmiechem, gdy zobaczyłam, jaki jest jej zawód). Gdyby nie to, że Purgatorium musiałam przeczytać i zrecenzować, najpewniej odłożyłabym tę książkę w połowie. Nie byłam ani trochę zaintrygowana, wręcz przeciwnie, wynudziła mnie ta książka, ale na szczęście nie była długa.
(I teraz uwaga, bo mogę sypnąć trochę spoilerów, więc jeśli jednak chcecie przeczytać Purgatorium, omińcie ten akapit)
To, co najbardziej zirytowało mnie i wkurzyło jednocześnie, to zakończenie książki. Ogólnie to Daphne przerażały te wszystkie metody, jakie stosowała Hortense, i chciała, jak najszybciej uciec z tej wyspy (chwilowo udaję, że dostałam ataku sklerozy i nie pamiętam o tym, że panika głównej bohaterki przechodziła po jakimś czasie i zachowywała się, jakby nic się nie stało). W momencie gdy gubi się podczas jednej z wycieczek i dowiaduje się strasznych rzeczy na temat wyspy, jest przerażona i chce ją jak najszybciej opuścić. Jednak później po tym, jak ją złapali i poddali naprawdę głupiej ceremonii, dochodzi do wniosku, że metody doktor Gray, czyli m.in zmuszenie pacjenta do walki o życie, by ten uświadomił sobie, że jest warte, są cudowne i postanawia przyłączyć się do bandy szaleńców. Najgorsze w tym jest to, że nie przeszkadza jej to, że temu samemu leczeniu chcą poddać jej najbliższych, którzy są tego nieświadomi.
(Koniec spoilerów xD)
Podsumowując, jak dla mnie ta książka była stratą czasu i osobiście jej nie polecam jej czytać, chyba że jesteście masochistami ;D. Daję jej trzy gwiazdki za ładną okładkę i za dosyć oryginalny pomysł, chociaż szkoda, że tak źle wykorzystany,
Książkę przeczytałam w ramach Book Tour'u, organizowanego przez Maw.
Wyzwania:
Czytam, ile chcę
Zasmucajaca recenzja, bo tez bede czytac te ksiazke w ramach book touru. Ale to nic. :P Moze nie bedzie tak zle. :)
OdpowiedzUsuńI tak mnie zaintrygowała, mimo wszystko ;D
OdpowiedzUsuńMówiąc szczerze, już po samym opisie da się przewidzieć, że będzie to kiepska powieść dla młodzieży. Mimo wszystko - to trochę przewidywalne. :p Po "Purgatorium" nie sięgnę, nawet pomimo intrygującego pomysłu.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to ja o książce pierwszy raz słyszę o.O Okładka rzeczywiście byłaby ładniejsza bez twarzy :P
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak kiepsko wyszło :( Na razie nie mam tej powieści w planach, ale może kiedyś coś się zmieni :D
Słyszałam o niej wiele pozytywnych opinii, na blogosferze krążą konkursy, rozdania i book toury z tą książką. Sama zabrałam się za fragment, który swoją drogą jest bardzo mierny i stwierdziłam, że to po prostu nie dla mnie i raczej po nią nie sięgnę. Twoja recenzja potwierdza wszystkie moje przypuszczenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Patty z pattbooks.blogspot.com i zapraszam do mnie na recenzję "Gildii magów"!
Książka już do mnie idzie, więc twoją recenzję przeczytałam 3 po 3. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale wiesz jak jest :* im mniej się wie, tym lepiej się czyta! Zaraz po przeczytaniu wrócę do twojej opinii :) http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com
OdpowiedzUsuń#smutnacynka
OdpowiedzUsuńPo opisie miałam ochotę! Ale szybko ostudziłaś mój zapał, i bardzo dobrze, bo nie mam ochoty marnować czasu na kiepskie książki...
OdpowiedzUsuńPlanowałam sięgnąć po tę książkę, bo opis naprawdę mnie zaintrygował, ale jeśli miałaby to być tylko strata czasu, to raczej nie warto ;)
OdpowiedzUsuńZwróciłam uwagę na tę książkę właśnie ze względu na aktywną promocję, ale całe szczęście nie zdążyłam jej kupić. Po przeczytaniu recenzji sądzę, że i mnie książka by zawiodła.
OdpowiedzUsuńA co do okładki, piąteczka - też sądzę, że bez twarzy lepiej by wyglądała. ;)
Pozdrawiam,
Amanda Says