26 września 2016

Co czytać jesienią?


Śmiało mogę stwierdzić, że jesień jest ulubioną porą na czytanie chyba każdego książkoholika. Kto nie lubi czytać w deszczowe wieczory, opatulony ciepłym kocykiem z rozgrzewającą herbatką w ręce i zapachową świeczką w tle? Jest ktoś taki? Naprawdę? Mniejsza z tym. W dzisiejszym poście pragnę przedstawić wam moje top książek do czytania jesienną porą.


Harry Potter J.K. Rowling - Harry Potter to taka oczywistość, jeśli chodzi o zestawienie. W sumie, można go czytać przez cały rok na okrągło, każda pora na niego jest dobra, ale jesień? Możemy wtedy poczuć, jakby naprawdę trafił do nas list z Hogwartu i jakbyśmy to my jechali pociągiem do wymarzonej szkoły. Więc jeśli jeszcze nie miałeś okazji się za niego zabrać, zrób to teraz. Gorąco polecam!













Imperium ognia Sabaa Tahir - książka ta podbiła moje serce precyzyjną kreacją bohaterów, nietuzinkową fabułą i momentami, które zmuszały mnie do głębszego zastanowienia się. Tutaj magia i miłość wiszą w powietrzu, a mroczny klimat atakuje swoją brutalnością i tajemniczością. To klasyczna, pełnowymiarowa fantastyka, ale także coś więcej. Gdy tak o tym piszę, aż naszła mnie ochota, by odświeżyć sobie Imperium ognia :).











Stigmata Beatrix Gurian - a co powiecie na powieść młodzieżową połączoną z thrillerem? Akcja powieści ma miejsce w starym zamku, pełnym tajemnych przejść i wydobywających się z niego dziwnych odgłosów, w którym dawniej mieściła się szkoła katolicka prowadzona przez zakonnice. Uwierzcie mi, robi to naprawdę piorunujące wrażenie.













Obca Diana Gabaldon - oto kolejna książka ze świetnym, charakterystycznym klimatem. Och, te intrygi, och, te klany i, och, te czarownice i magia. Jestem tym wręcz oczarowana! Czytając tę książkę, miałam ochotę teraz, już, natychmiast przenieść się do osiemnastowiecznej Szkocji. Serio, to było coś niesamowitego! Obca do najkrótszych książek nie należy, więc idealnie nadaje się na długie jesienne wieczory. Tak sobie właśnie myślę, że żałuję, że pozbyłam się swojego egzemplarza ;(.










A wy co polecacie czytać jesienią? Podzielcie się swoimi typami!

24 września 2016

„Hard Beat. Taniec nad otchłanią” K. Bromberg

352 str.  //  Wydawnictwo Editio // PREMIERA 28.09
★★★★☆☆☆☆☆☆

- Jeśli tak łatwo przychodzi ci odruchowe wypowiadanie tych słów, to gdy się zawahasz, gdy nie powiesz automatycznie „kocham cię”, bo będziesz tak przytłoczony tym, co usłyszałeś od dziewczyny... to chyba będzie oznaczało, że to czujesz.
W końcu przyszła pora, by poznać losy brata Rylee (bohaterki pierwszych trzech tomów serii Driven), Tannera Thomasa. Jest on korespondentem wojennym, a jego praca wiąże się z wielkim niebezpieczeństwem. Któregoś dnia podczas jednej z akcji ginie Stella - wieloletnia partnerka zawodowa oraz przyjaciółka. Targany bólem oraz poczuciem winy za jej śmierć próbuje na nowo rzucić się w wir pracy. Wszystko się komplikuje, gdy jako nowy fotograf zostaje mu przydzielona zupełnie niedoświadczona Beaux, a on nie ma ochoty bawić się w niańczenie kolejnej osoby.

Zacznę od tego, że chociaż jest to siódmy tom z serii Driven, to jednak znajomość poprzednich części nie jest w ogóle potrzebna. Co prawda Colton i Rylee pojawiają się na stronach powieści, ale tylko na chwilę i znajomość ich przeszłości nie jest potrzebna czytelnikowi.

Bromberg postawiła na dosyć niekonwencjonalne zagranie i głównym narratorem romansu uczyniła mężczyznę, czy słusznie? No cóż, przed przeczytaniem Hard Beat moje wyobrażenie na temat Tannera opierało się jedynie na tym, jak opisała go Rylee, czyli w głowie miałam obraz nieco nadopiekuńczego brata, a po przeczytaniu tej książki zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wyszło na jaw, że Tanner to straszny buc! Okazał się bardzo arogancki, zapatrzony w sobie, a jego traktowanie Beaux pozostawiało wiele do życzenia. Wkurzało mnie to, że w sumie jej nie lubił, miał jej dosyć, ale i tak gdy na chwilę się pojawiała, zupełnie o tym zapominał i zaczynał ją podziwiać. Głównie z tego powodu czytanie tej książki było męką i miałam ochotę ją rzucić w kąt.

Beaux na początku nie polubiłam. Ja rozumiem, że w sumie romans rządzi się swoimi prawami, ale kto się pcha do łóżka nieznajomemu facetowi? Później ich sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała i no nie potrafiłam jej polubić. Jednak im bardziej Tanner zachowywał się jak ostatni dupek, tym bardziej zaczynałam ją rozumieć i darzyć większą sympatią. Bardzo brakowało mi rozdziałów z jej punktu widzenia, chciałam ją naprawdę poznać, a nie tylko widzieć ją tak, jak widział ją Thomas. 

Nie mogę narzekać na fabułę, a szczególnie tło wydarzeń. Przeniesienie akcji na okrutny Bliski Wschód i pokazanie z czym wiąże się praca reportera wojennego to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Poza tym muszę napisać, że opis na okładce wprowadza nieco w błąd; sama byłam lekko skonfundowana i nie wiedziałam, o co chodzi. Otóż Stella nie była narzeczoną Tannera - byłą dziewczyną, przyjaciółką i fotografem, z którym pracował, tak, ale nie narzeczoną. Trochę dziwi mnie to, że kilki recenzentów też ją tak nazywało.

Podsumowując, Hard Beat. Taniec nad otchłanią mnie nie powaliło na kolana. Gdyby nie to, że miałam wgląd w myśli Tannera, który wywarł na mnie negatywne wrażenie, i gdyby narratorem została Beaux może moja ostateczna ocena byłaby znacznie lepsza. 

Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Helion.

14 września 2016

„Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu” Anna McPartlin

Anna McPartlin, Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu, 397, HarperCollins Polska
★★★★★★★★★☆
- Chciałabym być teraz gdzieś indziej - oznajmiła w pewnej chwili Bridie.
- Gdzie, mamo?
- Tam, dokąd chodzi Jeremy.
- Czyli gdzie? Dokąd chodzi Jeremy? - Na ułamek sekundy w sercu Maisie pojawiła się nadzieja. Może Jeremy powiedział babci o czymś, co zataił przed resztą rodziny?
- Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu...


Autorka Anna McPartlin jest ostatnio bardzo dobrze znana za sprawą Ostatnich dni Królika. Ta powieść zbiera same najwyższe noty i jest nieustannie wychwalana przez wszystkich czytelników. Sama nie miałam okazji jeszcze się z nią zapoznać, ale kiedy pojawiła się możliwość przeczytania Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu, pomyślałam, dlaczego nie?

Maisie nigdy nie miała łatwego życia. W wieku osiemnastu lat w wyniku gwałtu zaszła w ciążę, by później przez to wplątać się w związek z mężczyzną, któremu daleko było do ideałów. Przez wiele lat awantury i interwencje policji w ich domu były na porządku dziennym, a sama kobieta często trafiała do szpitala. Uświadomiła sobie, że musi odejść od tego tyrana w momencie, gdy pobił ją tak, że musiała przejść operację, a ich synowi złamał rękę. Jednak nawet później życie Maisie nie było wcale łatwe - ciągle brakowało pieniędzy, jej matka zachorowała na demencję, a dorastająca Valerie sprawiała coraz więcej problemów. Za to Jeremy był takim złotym chłopcem - w szkole starał się dobrze uczyć, zajmował się chorą babcią i zawsze przychodził o wyznaczonych godzinach. Jednak tym razem nie wrócił...

Maisie po dwudziestu latach od śmierci syna postanawia przemówić przed studentami o tamtym strasznym dniu, a akcja książki cofa się do pierwszego stycznia 1995 roku. Wydarzenia opowiadane są z punku widzenia różnych bohaterów książki, a dzięki narracji trzecioosobowej czytelnik może lepiej ich poznać i dokładniej przyjrzeć się temu, co w danym momencie odczuwali. Muszę jednak przyznać, że na początku czułam się trochę zawiedziona, bo spodziewałam się mega bomby emocjonalnej już na początku. Na dodatek, gdy okazało się, że fabuła będzie toczyć się dwadzieścia lat później, byłam lekko zszokowana, no bo w końcu od początku wiemy, że Jeremy nie żyje, więc gdzie tu element zaskoczenia? Okazało się, że byłam w błędzie. Autorka ukryła w tej książce znacznie więcej i mimo że znałam zaskoczenie, nie przeszkadzało mi to w posiadaniu nadziei na to, że autorka na samym początku postanowiła wprowadzić czytelnika w błąd.

Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu ujęło mnie tym, że jest to przede wszystkim bardzo realistyczna i przejmująca powieść, a jednocześnie ma w sobie taką prostotę i dopiero pod koniec czułam się trochę podkopana emocjonalnie. Losy Maisie na przemian wywoływały we mnie smutek i przerażenie, a największe wzruszenie czułam, czytając fragmenty poświęcone myślom Birdie - Alzheimer zabrał jej wszystko, ale jakimś sposobem ciągle wspominała Jeremiego. Normalnie płakać mi się chciało, gdy o tym czytałam. Ta książka opowiada o pogodzeniu się z odejściem bliskiej osoby, gdy zabiera ją nam choroba lub śmierć, o tym, czy zachowania rodziców nas definiują oraz o akceptacji inności

Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu zdecydowanie mogę polecić wszystkich czytelnikom. Sądzę, że każdy powinien znaleźć w niej coś dla siebie, gdyż porusza ona naprawdę dużo ważnych tematów, Warto dać jej szansę i poznać ciężkie losy Maisie Bean, która jakoś znalazła w sobie siłę, by dalej walczyć. Polecam z czystym sumieniem!

Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.

2 września 2016

„Ekspozycja” Remigiusz Mróz

Remigiusz Mróz, Ekspozycja, 480, Filia
★★★★★☆☆☆☆☆
Tego dnia na Giewoncie zrobiło się głośno - na krzyżu zawisł trup, jednak wygląda na to, że morderca nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Do sprawy zostaje natychmiast przydzielony komisarz Wiktor Forst, o którym zazwyczaj słyszy się więcej złego niż dobrego. Niestety ktoś najwyraźniej nie chce go tam, więc funkcjonariusz kilka godzin później zostaje zawieszony. Mimo to Forst nie poddaje się i wraz z dziennikarką Olgą Szrebską próbuje rozwikłać zagadkę tego morderstwa. 

Słyszałam wiele dobrego o trylogii z komisarzem Frostem, ale moje plany co do niej określały się jedynie do może kiedyś przeczytam. Jednak los chciał, że znalazłam Ekspozycję w bibliotece i gdy tylko zobaczyłam nazwisko Mroza na grzbiecie, wpadłam w euforię (nie spodziewałam się tej książki w bibliotece) i stwierdziłam, że muszę koniecznie ją wypożyczyć. To właśnie dla tej książki rzuciłam gdzieś w kąt również wypożyczony Paragraf 22 i zaczęłam czytać.

Na początku byłam wyraźnie zainteresowana i... zadowolona. Oto mamy tajemnicze morderstwo, piękne i malownicze Tatry oraz dobry humor, czy można chcieć czegoś więcej? Niestety później zaczęło się robić coraz dziwniej, cały czas nie dowierzałam temu, co przeczytałam, i za nic w świecie nie mogłam zrozumieć, dlaczego Forst akurat tak postępuje. Najgorsze jest to, że myślałam, że akcja tej książki będzie dziać się w Polsce i że skupi się głównie na wątku kryminalnym. I wiecie, teoretycznie się skupiała, ale wyszła tego taka przygodówka pomieszana ze sensacją, której się w ogóle nie spodziewałam i na którą akurat nie miałam ochoty. Forst i Szrebska uciekają przed policją, są bici, więzieni, a w poszukiwaniu odpowiedzi przeskakują sobie pomiędzy Białorusią, Rosją i Ukrainą, a nawet Ameryką. W pewnej chwili wszystko zaczęło wydawać mi się strasznie odrealnione i nieprawdopodobne. Nigdy nie spodziewałam się, że to napiszę, ale akcja pędziła tak szybko, że aż te wydarzenia zaczęły mnie nudzić. Poza tym przed skończeniem zajrzałam na ostatnią stronę, a to był bardzo zły pomysł.

Nie jestem pewna, czy polubiłam bohaterów. No dobra, wiem na sto procent, że Forsta na pewno nie obdarzyłam sympatią. Jest połączeniem Indiany Jonesa i Jamesa Bonda. Zawsze wychodzi cało z opresji, nieważne ile razy by oberwał. Serio, mogą go skatować, a on i tak da sobie radę. Oto facet, któremu udało się uciec z rosyjskiego więzienia, a ja się pytam, jak mogło mu pójść tak łatwo? Wkurzające było też to, że lubił wyznaczać sprawiedliwość po swojemu, za uszami mając niejedno. Jeszcze chyba nigdy nie czytałam książki, w której nienawidziłabym tak bardzo głównego bohatera. Mam za to problem ze Szrebską - totalnie nie wiem, co mam o niej sądzić. Kiedy o niej myślę, pojawia się pustka w mojej głowie. Wyszła tak trochę bezosobowo i prawdopodobnie nie jest to postać, o której będę pamiętać. Jednym pozytywem jest postać Bieszyńskiego. Kiedy się pojawiał, od razu chętniej czytałam, mógłby zastąpić Forsta.

Cała fabuła to takie poplątanie z pomieszaniem i przez to, że nacisk jest kładziony głównie na akcję, zabrakło mi wolniejszego tempa odkrywania tego wszystkiego. Wszyscy się wszędzie spieszyli (no to akurat jest uzasadnione w tym wypadku), ale wydarzeń po sobie następujących i wnoszących tylko więcej sensacji było po prostu za dużo w moim odczuciu. Przez to przez większość książki, potem nagle okazuje się, że to nie jest tak, jak myśleli, zaczynają szukać od nowa, oczywiście od razu wpadają na ten trop i wszystko rozwiązuje się na ostatnich stronach. Nie mogli od razu po prostu do tego przysiąść zamiast latać sobie po krajach za wschodnią granicą? Nie zrozumcie mnie źle, to też nie jest tak, że nic mi się w tej książce nie podobało, bo właśnie polubiłam tę całą „intrygę”, ale po prostu sposób przedstawienia tej historii i kreacja bohaterów totalnie mi nie podeszły. „Ekspozycję” nawet dobrze się czyta, ma naprawdę dobre zakończenie i znajduje się w niej lekkie nawiązanie do „Kasacji” ;).

Pięć gwiazdek to pierwsza lepsza ocena, która mi przyszła do głowy. Jest prawdopodobnie trochę naciągana, ale ostatecznie myślę, że tak czy siak niższej nie potrafiłabym wystawić. Moim zdaniem „Ekspozycja” to książka idealna jako podstawa pod scenariusz jakiegoś filmu czy serialu. Przeniesienie przygód Forsta i Szrebskiej wprost świetnie nadaje się do przeniesienia na ekrany. Mi akurat nie spodobała się taka forma, bo byłam nastawiona na coś zupełnie innego. Może kiedyś sięgnę po kontynuację, nie wiem, na razie próbuję zaprzyjaźnić się z kryminałami, a nie zrazić do nich.