30 października 2016

„Nie poddawaj się” Rainbow Rowell


Do tej pory nie przeczytałam za wiele książek Rainbow Rowell, bo tylko dwie, ale śmiem stwierdzić, że ta pisarka potrafi pisać świetne lekkie i urocze historie, przy których można się rozpłynąć. Gdy dostałam propozycje przeczytania jej kolejnej powieści, stwierdziłam, że koniecznie muszę to zrobić. Co prawda Fangirl jest mi obce, ale to w niczym mi nie przeszkadzało. Pełna nadziei wzięłam się za lekturę Nie poddawaj się

Głównym bohaterem jest Simon Snow - Wybraniec, ten, który ma uratować Świat Magów. Wraca on na ostatni, ósmy rok nauki do Szkoły Czarodziejów w Watford, ale nie czuje, żeby się czegokolwiek nauczył. Nadal rzucanie zaklęć różdżką sprawia mu trudność, bywa, że czasami zdarza mu się wybuchnąć i w ogóle nie ma pojęcia, dlaczego jest uznawany za najpotężniejszego czarodzieja. Nowy rok szkolny nie zaczyna się dla Simona pozytywnie - zrywa z nim dziewczyna, jego współlokator Baz znika i pewnie coś knuje, a wojna z Szaroburem zbliża się nieubłaganie. 

Nie mogę ukryć, że pierwsze sto pięćdziesiąt tej książki to była M-A-S-A-K-R-A! Szczerze mówiąc, chyba jeszcze żaden początek mi się tak nie ciągnął jak ten w Nie poddawaj się! Bohaterowie mnie irytowali, fabuła nudziła, a dialogi wydawały się drętwe. No i jeszcze te podobieństwa do Harry'ego Pottera - sięgając po tę książkę, nie wiedziałam, że będzie ich aż tyle. Głównie z tego powodu czytanie szło mi tak topornie, ale później wszystko poszło z górki. Dlaczego? Wtedy pojawił się Baz.

Postać Basiltona na tle innych bohaterów to takie światełko w tunelu, diament wśród zwykłych kamieni. Muszę przyznać, że od kiedy tylko jego postać pojawiła się na stronach powieści, od razu go polubiłam i głównie dla niego dalej czytałam tę książkę. Był taką machiną napędzającą całą akcję, dzięki niemu w końcu coś się zaczęło dziać, a ja nie przysypiałam. Moim zdaniem postać Baza została najlepiej wykreowana. Autorka zadbała naprawdę o wszystko - dostajemy obraz jego dzieciństwa, stosunków z matką, resztą rodziny, znamy jego obawy i lęki oraz pragnienia. A co z resztą bohaterów? Ano nic. Są potraktowani wręcz po macoszemu. Najbardziej z nich wszystkich nie polubiłam Simona - papierowa postać, która tylko narzeka. Ugh.

Nie poddawaj się podzielone jest na cztery części. W moim odczuciu pierwsza, ciągnąca się przez aż sto pięćdziesiąt stron, była najgorsza z nich wszystkich (bo nie było w niej Baza, wiadomo). Później z każdą kolejną robiło się coraz lepiej i ciekawiej. A ostatnie dwieście stron? To było naprawdę niesamowite. Cała intryga nie jest jakoś bardzo wymyślna i szybko połapałam się, o co chodzi i jak to się skończy, ale wyjątkowo mi to nie przeszkadzało. Natomiast samo zakończenie jest słodkie i takie typowe dla Rowell. 

To teraz to, co zabolało mnie najbardziej, czyli te wszystkie podobieństwa do serii Rowling. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, Nie poddawaj się jest lekką parodią Pottera, a Rowell naśmiewa się ze schematów, powielanych przez J.K. Weźmy na przykład relację Draco i Harry'ego i tę mini obsesję Wybrańca na punkcie Ślizgona w szóstej części. Oczywiście pani Tęcza postanowiła i o tym coś napisać - Baz kilka razy próbuje zabić Simona, a ten drugi śledzi go przez cały piąty rok. Ciągłe powtarzanie, że w sumie ze Simona żaden najpotężniejszy czarodziej też w sumie było przytykiem. 

Bardzo bolało mnie to, że zamiast wnieść coś więcej od siebie, połowę ściągała od Rowling. Penelope to połączenie Hermiony i Rona - jest bystra, ma liczne rodzeństwo, a jej brat Premal ma obsesję na punkcie Maga. Mag, to oczywiście odpowiednik Dumbledore'a. Mamy też wroga nr 1, czyli Szarobura, który ma w sobie coś z Voldemorta i Dementorów. Pójdźmy dalej. Skąd Świat Magów wiedział, że Simon był Wybrańcem? Oczywiście była przepowiednia. Stare Rodziny? To oczywiście czystokrwiści (naturalnie Baz do nich należy), którym nie podobają się żądy Maga w Watford i nie chcą, żeby Mugole Normalni uczyli się w tej szkole. Zakazany Las pod nazwą Ukrytego Lasu też się znajdzie. Kurczę, mogłabym tak wymieniać i wymieniać i końca by nie było. Jestem tym naprawdę zniesmaczona, bo pisanie własnej autorskiej książki polega chyba na czymś innym. Zawiodłam się, naprawdę. 

Podsumowując, nie polecam tej książki fanom Pottera. Może i jeszcze nie jest to plagiat, ale dla mnie Rowell mocno przesadziła. Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że gdyby autorka dodała coś więcej od siebie, stworzyła własne uniwersum, tylko lekko nawiązujące do HP, to to byłaby dobra powieść. Nie rewelacyjna, ale na pewno taka, którą z ręką na sercu mogłabym polecić wszystkim. 

★★★★☆☆☆☆☆☆

Autor: Rainbow Rowell
Tytuł oryginału: Carry on
Tytuł tłumaczenia: Nie poddawaj się
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 512

Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.

23 października 2016

TOP 5: ulubione książki fantasy cz.2


Heej! No więc dzisiaj przyszła pora na drugą część moich ulubionych książek fantasy, tym razem będą to książki młodzieżowe! I tak jak przy poprzedniej części weźcie poprawkę, że skupiam się tu bardziej na seriach niż na pojedynczych książkach. Zapraszam do lektury ;).

Czas żniw
Samantha Shannon
Myślę, że lepiej byłoby dla mojego psychicznego zdrowia, gdybym nienawidziła tę książkę. Autorka zaplanowała sobie siedem tomów, na razie wyszły dwa, kolejny podobno ma być w marcu, ale to nigdy nie wiadomo, i jak ja mam z tym żyć? Ogólnie czytanie Czasu żniw nie jest łatwe - Shannon stworzyła skomplikowany świat, w którym łatwo się pogubić i wiele rzeczy może się mylić. Jednak uwielbiam tę serię, do tej pory oba tomy trzymały wysoki poziom i mam nadzieję, że kolejny będzie jeszcze lepszy, o ile jest to w ogóle możliwe.

Malfetto
Marie Lu
Obiektywnie patrząc, można by stwierdzić, że ta książka/seria nie jest najwyższych lotów. Pod względem stylu pisania autorki umieściłabym ją na ostatnim lub przedostatnim miejscu w tym zestawieniu (nie jest zły, po prostu ma tak dobrych rywali :D), sama fabuła w porównaniu z innymi książkami wydaje się trochę uboga, ale co z tego? Jestem po prostu zachwycona Marie Lu i jej dziełem. Historia, kreacja bohaterów, świat przedstawiony, akcja - to po prostu mnie urzekło. Ta trylogia jest jednocześnie prosta i bardzo, bardzo emocjonalna - drugi tom to dla mnie istny rollercoaster. Już nie mogę się doczekać trzeciego!

Trylogia Czarnego Maga
Trudi Canavan
Kochana Canavan <3 Gildia Magów to była jedna z pierwszych książek fantasy, które przeczytałam, gdy tak na serio wzięłam się za książki. Uwielbiam wszystko w tej trylogii, a po ostatniej części miałam takiego kaca, że w ogóle nie mogłam się patrzeć na inne lektury.

Diabelskie maszyny
Cassandra Clare
W zestawieniu miała pojawić się tylko jedna seria Clare, więc w pojedynku Dary Anioła kontra Diabelskie maszyny, zwyciężyła trylogia. Do DA mam wielki sentyment i ciągle będę je lubić, jednak to DM mną wstrząsnęły, zdruzgotały doszczętnie i pozostawiły w emocjonalnej rozsypce. Zdecydowanie książki tej trylogii były chyba najlepszymi książkami, jakie Cassie napisała, a które dotychczas przeczytałam. Wszystko było bardziej mocniejsze niż w Darach Anioła, płakałam jak bóbr i śmiałam się jak wariatka podczas czytania Mechanicznej księżniczki, a idealnie oddany klimat Anglii? Ja chcę więcej!

Lux
Jennifer L. Armentrout
Gdy wypisywałam sobie te serie do postu, przy Lux dałam znak zapytania. Chodzi o to, że trzy pierwsze tomy były niesamowite. Książki miały ten sam klimat, relacja Daemon-Katy nie dominowała całej fabuły, a Daemon był uroczy i genialny jak zwykle. I chociaż w Originie pada moja ulubiona kwestia w całej serii, to jednak dwa ostatnie tomy to dno. Autorce jakby zabrakło pomysłu na wszystko i wyszło, jak wyszło, ale puszczam to w niepamięć. Trzy świetne na części na dwie gorsze to ciągle dobry bilans XD I naprawdę lubię tę historię. I Daemona też.

Tradycyjne pytanie: co wy byście umieścili w takiej topce? Jestem ciekawa waszych typów :D.
Ze spraw organizacyjnych - wczoraj na blogu pojawił się disqus. W bloggerowych komentarzach zawsze bolało mnie to, że nie dostajecie na maila powiadomienia o odpowiedzi na komentarz, więc ja mogłam sobie na nie odpowiadać, a wy i tak tego nie widzieliście. Dla mnie to trochę bezsensu, więc postanowiłam postawić na disqus. Zobaczymy, co z tego wyjdzie!

17 października 2016

„Ballada o przestępcach” Marcin Hybel

Marcin Hybel // Ballada o przestępcach // Czwarta Strona
★★★★★☆☆☆☆☆
Średniowieczna Anglia. Wędrowna trupa zmierza leśnym traktem do Londynu. Niestety, jak to bywało w tamtych czasach, w lesie zostali napadnięci przez okrutnych bandytów, a cało wyszło z tego tylko dwóch chłopców - William i Gilbert. Bracia zostają porwani i trafiają pod opiekę gildii przestępców, która zajmuje się szkoleniem przyszłych żebraków, złodziei oraz morderców. Wkrótce ich drogi się rozdzielają i od teraz będą musieli nauczyć się samemu żyć w tym okrutnym świecie, pełnym przemocy i niebezpieczeństw. 

Fabuła miała naprawdę wielki potencjał. Dodatkowo wcześnie w ogóle nie czytałam jeszcze żadnej książce o średniowiecznych gildiach przestępczych, więc byłam jak najbardziej pozytywnie nastawiona do czekającej przede mną lektury. I jak wyszło? Cóż, na pewno nie spodziewałam się takiej akcji - praktycznie co stronę się coś działo, nie było wiele momentów spowalniających tempo. Czy zaliczam to na plus? I tak, i nie. Z jednej strony super, że książka nie była nudna jak flaki z olejem i szybko się ją czytało, z drugiej strony przez taki zabieg zabrakło mi kilku ważnych elementów.  Liczyłam na mocny klimat średniowiecznej Anglii, no i się trochę przeliczyłam. To samo z wątkami w książce - niby było ich kilka, ale później mocno się ze sobą łączyły i były potraktowane po macoszemu, że no nie spodobało mi się to. 

A co z bohaterami? William i Gilbert ogólnie zdobyli mojej sympatii. Raz lubiłam jednego, raz drugi mnie mniej irytował, i tak na przemian, a ostatecznie to ciężko jest mi o nich cokolwiek napisać. Szczerze mówiąc, nie poznałam ich za dobrze, a szczególnie Gilberta. Pod koniec jego kreacja zrobiła na mnie największe wrażenie, ale w ostatecznym rachunku było go za mało i nie wiem, co mam o nim myśleć. Niby Williamowi autor poświęcił trochę więcej czasu, ale też mam pustkę w głowie, jeśli chodzi o tą postać. Bohaterowie po prostu byli papierowi, ale, czytając książkę, jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Swoją uwagę poświęcałam głównie wydarzeniom.

Co się tyczy wątku romantycznego, to chyba był on najgorszym wątkiem w tej książce. Relacja Agnes i Willa wzięła się z kosmosu i ja wiem, że to inne czasy i w ogóle, ale liczyłam na jakieś bardziej szczegółowe rozwinięcie ich znajomości. Miłość do grobowej deski nie zaczyna się tak nagle, przynajmniej nie w przypadku nastolatków. W ogóle ja w zachowaniu Willa nie widziałam żadnej miłości, tylko fascynację seksualną i nie mam pojęcia, dlaczego on tak uczepił się tej dziewczyny, a już tym bardziej ona jego.

Największą wadą Ballady o przestępcach jest to, że akcja jest rozłożona na dziesięć lat, w trakcie której następuje kilka przeskoków w czasie, najdłuższy to pięć lat. Przez to musiałam domyślać się wielu rzeczy, niektóre wydarzenia były po prostu opisywane a nie pokazywane, a na tym ucierpiała przede wszystkim kreacja bohaterów. Najważniejsze lata z ich dorastania i kształtowania osobowości zostały po prostu ominięte.

Ballada o przestępcach nie jest złą książką, ale nie jest też dobrą. Jest po prostu przecięta. Wielkim plusem jest to, że autor przygotował się do napisania książki, opartej na faktach historycznych, ale niestety to nie wystarczyło. Myślę, że gdyby historia została rozłożona na trzy części i powstałaby z tego trylogia, mógłby być to kawał dobrej roboty, bo ma naprawdę duży potencjał. 

Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.

14 października 2016

„Żywopłot” Dorit Rabinyan

Dorit Rabinyan, Żywolot, 333, Smak Słowa
★★★★★★★★☆☆
– Jak wy tak możecie?
– Co możemy?
– Kochać się tak bardzo i cały czas mieć świadomość, że to tymczasowe.
Dorit Rabinyan urodziła się w Izraelu w rodzinie perskich żydów. Otrzymała wiele prestiżowych nagród, a Żywopłot to jej trzecia książka, która szybko stała się bestsellerem. W styczniu 2016 roku Żywopłot stał się powodem skandalu politycznego. Minister edukacji usunął książkę z listy lektur dla licealistów, co wzburzyło elity intelektualne Izraela. Na skutek licznych protestów szybko wycofał się jednak ze swojego niefortunnego stanowiska. 

Liat, Izraelka oraz tłumaczka prac naukowych i Himli, malarz z Palestyny, przez przypadek spotykają się w kawiarni, ale to przypadkowe spotkanie przeradza się w dłuższą znajomość. Żydówkę oraz Araba, zaczynając od tragedii ich narodów, dzieli naprawdę dużo, ale oni starają się tym nie przejmować i próbują żyć w swoim własnym świecie, choć wiedzą, że wkrótce będą musieli się rozstać.

Liat i Himli poznają się w Nowym Jorku - mieście, gdzie różnice kulturowe są na porządku dziennym i jakby przez to da się łatwiej je zaakceptować. Za to gdyby ich pierwsze spotkanie nastąpiło w ich kraju, pewnie nie obyłoby się bez wrogiego nastawienia czy nienawiści. Chociaż znaleźli dla siebie chwilowe schronienie, wiedzą, że nie będzie to trwało wiecznie. Ich związek w ojczyźnie nie byłby do zaakceptowania, Autorka mocno nakreśliła sytuacje Liat i Himliego. Ta dwójka musiała nie tylko pokonać bariery wyznaczane przez ich społeczności, ale też te, które sami sobie stawiali. Nic w ich życiu nie miało być łatwe.

Jedną z barier trudnych do przebycia, było życie wytyczone przez religię i przekonania, tak bardzo zauważalne w postępowaniu Liat. Kochała Himliego, ale nie chciała go przedstawić rodzinie, bo bała się... No właśnie, czego się bała? Tego że ją odepchną, że nie zaakceptują jej wyboru? W książce wyraźnie było zarysowane to, że nierzadko to, skąd się wywodzimy, ma wpływ na to, w jakim kręgu ludzi się otaczamy, kogo uznajemy za przyjaciół, a kogo - za wrogów. Jednak porzucenie swojego pochodzenia, rodziny czy religii nie jest takie proste i często lawirujemy między jedną grupą osób a drugą, nie mogąc się zdecydować, co jest ważniejsze.

Żywopłot nie jest łatwą książką w odbiorze. Na pewno nie da się jej przeczytać w jedno popołudnie. Momentami styl autorki jest trudny, ale to też dlatego, że chce ona skłonić nas do przemyśleń, zastanowienia się nad tym wszystkim. Dorit Rabinyan każe nam zatrzymać się, przysiąść i wyciągnąć jakąś lekcję z jej książki, a wszystko w niej jest godne refleksji i zapamiętania.

Przeczytałam tę książkę w sierpniu i długo nie wiedziałam, co mam o niej napisać. Teraz też brakuje mi słów. To nie jest zwykły romans, a wielowymiarowa historia, która opowiada o czymś, co nie miało prawa istnieć, ale jednak się wydarzyło. Opowiada o pięknej i silnej miłości, która zderzyła się z różnicami politycznymi kulturowymi, ale czy wygrała? Przeczytajcie Żywopłot, a znajdziecie odpowiedź.

Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa.

11 października 2016

TOP 5: ulubione książki fantasy cz.1


Cześć! Dziś  mam dla was kolejny post z serii TOP 5 i tym razem będzie to zestawienie moich ulubionych książek fantasy. Spośród wszystkich gatunków fantastykę czytam najchętniej i najbardziej ją lubię, więc to było oczywiste, że wkrótce pojawi się taki post. Zdecydowałam też podzielić go na dwie części - w drugiej znajdą się młodzieżówki.
Tak jakby wyszły z tego postu ulubione serie a nie książki, ale trochę ciężko znaleźć jednotomową fanastykę, a ja sama je mogę się zdecydować, który tom lubię najbardziej ;D.

1. Ziemiomorze Ursula K. Le Guin

Moją przygodę z Ziemiomorzem zaczęłam jakieś prawie dwa lata temu, gdy sięgnęłam po Czarnoksiężnika z Archipelagu,  później na urodziny dostałam wszystkie tomy, ale utknęłam gdzieś na początku i niespecjalnie chciało mi się to czytać. Niedawno postanowiłam zacząć czytać go od nowa i jestem absolutnie zachwycona. Autorka w każdą część wplotła coś więcej niż magię - dwa pierwsze opowiadają o dorastaniu, szukaniu własnego ja, natomiast trzeci skupia się na śmierci i walce o nieśmiertelność, a z tego ostatniego motywu współczesna fantastyka czerpie garściami. Wiem, że seria może wydawać się nudna, dominują w niej opisy, akcja też czasami mogłaby być szybsza, ale i tak będę ją ciągle każdemu polecać. Uwielbiam Ziemiomorze i nie chcę jeszcze rozstawać się z tą krainą (tak, nie przeczytałam jeszcze wszystkich tomów).



2. Ostatnie życzenie i Miecz przeznaczenia Andrzej Sapkowski

Wiem, że to są teoretycznie dwie osobne książki, ale są to zbiory opowiadań, więc zaliczę je jako jedną :D. Całego Wiedźmina nie skończyłam czytać, utknęłam na którymś tomie - nagle czytanie zaczęło być mordęgą, więc postanowiłam przestać. Jednak mimo to naprawdę podobały mi się pierwsze tomy tego cyklu, a szczególnie bardzo lubię Ostatnie życzenie i Miecz przeznaczenia. Uważam, że jest to kawał dobrej fantastyki i w sumie warto przeczytać chociaż te opowiadania.

3. Pieśń Lodu i Ognia George R.R. Martin

Uwaga, uwaga, oto kolejna nieskończona seria :D. Chyba sobie z tym poczekam, aż wszystko zostanie wydane, o ile tego dożyję XDD.

Szczerze mówiąc chyba ciężko jest znaleźć osobę, która nie oglądała/nie czytała/nie słyszała (niepotrzebne skreślić) o Grze o tron. Ja sama zostałam nią oczarowana i no cóż mogę więcej powiedzieć (napisać?)? Martin, bierz się za pisanie!









4. Władca pierścieni J.R.R. Tolkien

Oto książka (miałam trylogię w jednym tomie i tak, wiem, że to nie jest trylogia), którą czytałam najdłużej. Było w niej coś, że po prostu nie mogłam przerwać, chociaż trochę się z nią męczyłam i końca widać nie było. Nie da się zaprzeczyć, że Tolkien pisze po prostu niesamowicie. Niektórych jego opisy nudzą i mi na początku też wydawały się zbyt obszerne, aż w końcu się do nich przekonałam. W ogóle wybór Władcy pierścieni przeze mnie nie jest aż taki oczywisty, ponieważ ja rzadko o nim wspominam, nie mam też jakiegoś fioła na punkcie tej trylogii. Jednak bardzo, bardzo ją lubię i kiedyś chcę ją przeczytać od nowa.







5. Harry Potter J.K. Rowling

Tak sobie pomyślałam, że umieszczenie HP w młodzieżówkach byłoby trochę niesprawiedliwe - jakoś nigdy mi się z nimi nie kojarzył - więc niech pozostanie w tej bliżej nieokreślonej kategorii XDD.

Harry Potter to nie tylko historia o jedenastoletnim czarodzieju, dla wielu osób, które są fanami tej serii, to coś znacznie więcej. I żeby ograniczyć zbędny patos, napiszę po prostu, że kocham to. Jestem pewna, że gdybym właśnie tworzyła ranking, seria ta zajęłaby pierwsze miejsce.




Właśnie skończyłam pisać ten post i zauważyłam, że tak jakby wyszły z tego postu ulubione serie a nie książki, ale trochę ciężko znaleźć jednotomową fantastykę, a ja sama je mogę się zdecydować, który tom lubię najbardziej ;D.  Wyszło też trochę typowo XD.

4 października 2016

„Załącznik” Rainbow Rowell

413 str. // HarperCollins Polska //  ★★★★★★★★★☆

„- Nic mi się nie udaje, odkąd uznałem, że moje życie jest do niczego.
- Bo było do niczego.
- Mnie się podobało.
- To dlaczego tak bardzo starasz się je zmienić?”

Chyba każdy czytelnik w swoim tak zwanym „dorobku czytelniczym” miał okazję poznać autora, którego książki zawsze będą mu się kojarzyć z czymś dobrym, miłym. W moim przypadku jedną z takich autorek jest Rainbow Rowell. Trochę przesadziłam z tym czasownikiem poznać, bo przed lekturą Załącznika przeczytałam tylko jedną książkę pani Tęczy. I chociaż Eleonora i Park nie była jakąś megasuper książką, to mimo to miło ją wspominam. Kojarzy mi się z taką słodką historią, ale nie tak przesadzoną jak Musimy coś zmienić. Z tego właśnie powodu sięgnęłam po najnowszą powieść tej autorki i muszę powiedzieć, że spełniła ona moje oczekiwania.

Fabuła Załącznika jest bardzo prosta i nieprzekombinowana. Lincoln pracuje jako administrator bezpieczeństwa danych. Nazwa ta może budzić podziw, kojarzyć się ze skomplikowaną i trudną pracą, polegającą na przykład na odpieraniu ataków hackerów, ale prawda jest niestety inna. Jego głównym zadaniem jest czytanie mailów dziennikarzy i wysyłanie upomnień, gdy znajdzie w tej treści coś nieodpowiedniego. Gdy Lincoln natrafia na korespondencje Beth i Jennifer, doskonale wie, że powinien je upomnieć, ale z każdym kolejnym mailem coraz bardziej wciąga się w ich pokręcony świat, aż w końcu zakochuje się w jednej z nich. I co teraz powinien zrobić? I czy w ogóle można zakochać się w kimś, kogo się teoretycznie nie zna?

Nigdy nie spodziewałam się, że nadejdzie ten moment, ale oto właśnie on jest - w końcu znalazłam książkę, w której nie było bohatera, który by mnie irytował (mam tu głównie na myśli te główne postacie). Nie wiem, jak Rainbow Rowell to zrobiła, ale jakoś udało jej się stworzyć bohaterów, których polubiłam z miejsca, od pierwszej strony, i którym wszystko wybaczałam. Lincoln i Beth byli tacy kochani i cudowni, że no po prostu nie mogłam inaczej, no nie. Totalnie mnie kupili. Pisząc o bohaterach, nie mogę oczywiście nie wspomnieć o Jennifer. Jej maile z Beth były naprawdę genialne, a poziom humoru odpowiedni - dokładnie trafił w mój gust. Bardzo sobie to cenię, bo naprawdę jest trudno napisać śmieszną książkę i wpleść ten humorystyczny akcent, tak aby pasował do treść i żeby czytelnik nie czuł się, jakby dostał cegłą w głowę.

Właśnie w tym momencie mogłabym skończyć tę recenzję i podsumować ją tylko wyrazem urocze, ale chyba wypadałoby coś jeszcze napisać. Przy recenzji Eleanory i Parka o tym nie wspominałam, ale ta autorka ma coś w sobie, że jej styl jest taki uroczy inny; prosty, ale nie za prosty. Dzięki temu książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Tak piszę, że ta książka jest urocza, cudowna i w ogóle rozbrajająca, ale to nie tylko na tym skupiła się Rainbow Rowell. Ukazała ona z pozoru dorosłe i dojrzałe osoby, które z jakiegoś powodu trochę pogubiły się w nowej rzeczywistości i próbują znaleźć w niej swoje miejsce. 

„Załącznik” to według mnie idealna książka na lekko depresyjne jesienne wieczory. Jest takim promyczkiem światła w ciemnym tunelu. Rozgrzeje was, sprawi, że się trochę dużo pośmiejecie oraz zapomnicie o wszystkich problemach. Jest naprawdę rozbrajająca i urocza. Nie zawiedziecie się, macie moje słowo!

Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins.