Do tej pory nie przeczytałam za wiele książek Rainbow Rowell, bo tylko dwie, ale śmiem stwierdzić, że ta pisarka potrafi pisać świetne lekkie i urocze historie, przy których można się rozpłynąć. Gdy dostałam propozycje przeczytania jej kolejnej powieści, stwierdziłam, że koniecznie muszę to zrobić. Co prawda Fangirl jest mi obce, ale to w niczym mi nie przeszkadzało. Pełna nadziei wzięłam się za lekturę Nie poddawaj się.
Głównym bohaterem jest Simon Snow - Wybraniec, ten, który ma uratować Świat Magów. Wraca on na ostatni, ósmy rok nauki do Szkoły Czarodziejów w Watford, ale nie czuje, żeby się czegokolwiek nauczył. Nadal rzucanie zaklęć różdżką sprawia mu trudność, bywa, że czasami zdarza mu się wybuchnąć i w ogóle nie ma pojęcia, dlaczego jest uznawany za najpotężniejszego czarodzieja. Nowy rok szkolny nie zaczyna się dla Simona pozytywnie - zrywa z nim dziewczyna, jego współlokator Baz znika i pewnie coś knuje, a wojna z Szaroburem zbliża się nieubłaganie.
Nie mogę ukryć, że pierwsze sto pięćdziesiąt tej książki to była M-A-S-A-K-R-A! Szczerze mówiąc, chyba jeszcze żaden początek mi się tak nie ciągnął jak ten w Nie poddawaj się! Bohaterowie mnie irytowali, fabuła nudziła, a dialogi wydawały się drętwe. No i jeszcze te podobieństwa do Harry'ego Pottera - sięgając po tę książkę, nie wiedziałam, że będzie ich aż tyle. Głównie z tego powodu czytanie szło mi tak topornie, ale później wszystko poszło z górki. Dlaczego? Wtedy pojawił się Baz.
Postać Basiltona na tle innych bohaterów to takie światełko w tunelu, diament wśród zwykłych kamieni. Muszę przyznać, że od kiedy tylko jego postać pojawiła się na stronach powieści, od razu go polubiłam i głównie dla niego dalej czytałam tę książkę. Był taką machiną napędzającą całą akcję, dzięki niemu w końcu coś się zaczęło dziać, a ja nie przysypiałam. Moim zdaniem postać Baza została najlepiej wykreowana. Autorka zadbała naprawdę o wszystko - dostajemy obraz jego dzieciństwa, stosunków z matką, resztą rodziny, znamy jego obawy i lęki oraz pragnienia. A co z resztą bohaterów? Ano nic. Są potraktowani wręcz po macoszemu. Najbardziej z nich wszystkich nie polubiłam Simona - papierowa postać, która tylko narzeka. Ugh.
Nie poddawaj się podzielone jest na cztery części. W moim odczuciu pierwsza, ciągnąca się przez aż sto pięćdziesiąt stron, była najgorsza z nich wszystkich (bo nie było w niej Baza, wiadomo). Później z każdą kolejną robiło się coraz lepiej i ciekawiej. A ostatnie dwieście stron? To było naprawdę niesamowite. Cała intryga nie jest jakoś bardzo wymyślna i szybko połapałam się, o co chodzi i jak to się skończy, ale wyjątkowo mi to nie przeszkadzało. Natomiast samo zakończenie jest słodkie i takie typowe dla Rowell.
To teraz to, co zabolało mnie najbardziej, czyli te wszystkie podobieństwa do serii Rowling. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, Nie poddawaj się jest lekką parodią Pottera, a Rowell naśmiewa się ze schematów, powielanych przez J.K. Weźmy na przykład relację Draco i Harry'ego i tę mini obsesję Wybrańca na punkcie Ślizgona w szóstej części. Oczywiście pani Tęcza postanowiła i o tym coś napisać - Baz kilka razy próbuje zabić Simona, a ten drugi śledzi go przez cały piąty rok. Ciągłe powtarzanie, że w sumie ze Simona żaden najpotężniejszy czarodziej też w sumie było przytykiem.
Bardzo bolało mnie to, że zamiast wnieść coś więcej od siebie, połowę ściągała od Rowling. Penelope to połączenie Hermiony i Rona - jest bystra, ma liczne rodzeństwo, a jej brat Premal ma obsesję na punkcie Maga. Mag, to oczywiście odpowiednik Dumbledore'a. Mamy też wroga nr 1, czyli Szarobura, który ma w sobie coś z Voldemorta i Dementorów. Pójdźmy dalej. Skąd Świat Magów wiedział, że Simon był Wybrańcem? Oczywiście była przepowiednia. Stare Rodziny? To oczywiście czystokrwiści (naturalnie Baz do nich należy), którym nie podobają się żądy Maga w Watford i nie chcą, żeby Mugole Normalni uczyli się w tej szkole. Zakazany Las pod nazwą Ukrytego Lasu też się znajdzie. Kurczę, mogłabym tak wymieniać i wymieniać i końca by nie było. Jestem tym naprawdę zniesmaczona, bo pisanie własnej autorskiej książki polega chyba na czymś innym. Zawiodłam się, naprawdę.
Podsumowując, nie polecam tej książki fanom Pottera. Może i jeszcze nie jest to plagiat, ale dla mnie Rowell mocno przesadziła. Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że gdyby autorka dodała coś więcej od siebie, stworzyła własne uniwersum, tylko lekko nawiązujące do HP, to to byłaby dobra powieść. Nie rewelacyjna, ale na pewno taka, którą z ręką na sercu mogłabym polecić wszystkim.
★★★★☆☆☆☆☆☆
Autor: Rainbow Rowell
Tytuł oryginału: Carry on
Tytuł tłumaczenia: Nie poddawaj się
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 512
Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.