Autor: George R.R. Martin
Tytuł: Rycerz Siedmiu Królestw
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 357
George'a
R.R. Martina znają chyba wszyscy. Ten, lubujący się w uśmiercaniu głównych
bohaterów, pisarz sprzedał niezliczoną ilość egzemplarzy jego
najpopularniejszej sagi Pieśni Lodu i Ognia. Na jej podstawie został nakręcony
serial, który również bije rekordy popularności. Martin ma wielu zagorzałych
fanów, ale także równie wielu przeciwników jego twórczości. Ja zdecydowanie
zaliczam się do tej pierwszej grupy, bo kiedy już raz wejdzie się do świata
wykreowanego przez tego pana, chyba już nie ma z niego odwrotu.
Jako
wielbicielka wszystkiego, co wyjdzie spod pióra Martina, nie mogłam przejść
obojętnie obok Rycerza Siedmiu Królestw, gdy zobaczyłam go na półce w
bibliotece. Nazwisko autora i okładka przyciągnęły mnie jak magnes, a później
poszło już tylko z górki, a samą książkę pochłonęłam w kilka dni. Trzeba
zaznaczyć, że nie jest to kolejna cegła, napakowana ogromną ilością bohaterów i
wątków, w których ciężko jest się połapać. Książka ta docelowo pewnie
została przeznaczona dla fanów sagi, ale
ktoś, kto nie miał wcześniej z nią styczności, też spokojnie może ją
przeczytać.
„
- Mości
książę, czy to po rycersku?
- Bogowie odpowiedzą nam na to
pytanie.”
Rycerz
Siedmiu Królestw to
zbiór trzech opowiadań, których akcja dzieje się kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami
opisanymi w pierwszym tomie sagi. Ich głównym bohaterem jest Dunk, giermek sir
Arlana, który tuż przed swoją śmiercią pasował go na rycerza. Młody wędrowny
rycerz, znany już jako sir Duncan Wysoki, postanawia spróbować swoich sił w
najbliższym turnieju rycerskim organizowanym przez Lorda Ashford. Tam spotyka
chłopaka z ogoloną głową o imieniu Jajo a także piękną lalkarkę, Tanselle,
która maluje mu tarczę. Po niefortunnie zakończonym turnieju Dunk wraz z Jajem
jako giermkiem wyrusza na trakt, by wieść życie godne wędrownego rycerza.
„Ten, kto tańczy ze smokami, musi
się liczyć z tym, że spłonie.”
Rycerz
Siedmiu Królestw
łączy to wszystko, co lubię w książkach Martina. W pierwszym opowiadaniu, Wędrowny
rycerz, na pierwszy plan wysuwa się
turniej rycerski i pierwsze problemy Dunka, jako świeżo pasowanego rycerza. Nie
ma tu za wiele wątków i za to właśnie je polubiłam. Było takie proste, bez
różnych zawirowań w fabule i wprowadzało powoli w świat Westeros. W Zaprzysiężonym
mieczu za to Dunk ma do rozwiązania
konflikt między ser Eustacem Osgreyem a lady Webber. Akurat ta historia mnie
trochę nudziła i najmniej podobała mi się ze wszystkich. Za to opowiadanie Tajemniczy
rycerz podobało mi się najbardziej i jest to zdecydowanie mój faworyt. Mamy
tutaj skromny turniej rycerski organizowany z okazji ślubu lorda Butterwella i
na dodatek ktoś pragnie śmierci naszego kochanego Dunka. Ustawiane pojedynki,
tajemnicze zaginięcie smoczego jaja oraz znowu pojawiające się monety z
wizerunkiem uzurpatora, Daemona Blackfyre'a to tylko namiastka tego, co
znajdziemy w tym opowiadaniu!
„Wędrowny rycerz jest
najprawdziwszym rycerzem, Dunk.”
Para
kompanów tworzy bardzo zgrany duet. Dunk, imponujący wszystkim swoim wzrostem,
nie miał łatwego startu. Urodził się i wychowywał w Zapchlonym Tyłku, gdzie
musiał kraść i kłamać, żeby przeżyć. To prosty młodzieniec, lekko przygłupi,
ale wiernie oddany wartościom, jakie wpoił mu ser Arlan. W świecie, rządzącym
przez chciwość i pychę, on jeden zachował swój honor. Jajo zaś to szlachetnie
urodzony chłopak, posiadający wiedzę, jakiej Dunk nie zdobył. Jest świetnie
obyty we wszystkich rodach zamieszkujących Westeros, ale przy tym równie bardzo
arogancki i pyskaty. Przeżywając razem liczne przygody, staną się dwójką
dobrych przyjaciół, a przy tym nauczą się czegoś od siebie. Za to czytelnik,
obyty już ze Pieśnią Lodu i Ognia, będzie w nich widział legendarnego Lorda
Dowódcę Gwardii Królewskiej oraz króla Siedmiu Królestw.
„Inni rycerze służą lordom, którzy
troszczą się o ich utrzymanie albo którzy nadali im ziemię, my zaś służymy
tylko tym, którym pragniemy służyć, tym, w których sprawę wierzymy. Każdy
rycerz ślubuje, że będzie bronił słabych i niewinnych, ale uważam, że to my
najwierniej przestrzegamy tej przysięgi.”
Rycerz
Siedmiu Królestw to
nie tylko opowiastka o rycerza, pannach i turniejach. Martin poruszył w tej
książce bardzo istotną kwestie. Jak być ciągle lojalnym swoim wierzeniom,
ślubom, kiedy zostają one poddane próbie? Dunk miał możliwość zostać jednym z
domowych rycerzy księcia Maekara w Summerhall, ale odmówił. Będąc na służbie u
Osgreya, przez oszustwo swego pana chciał od niego odejść, mimo to jednak
pozostał mu wierny i postarał się zażegnać jego konflikt z lady Webber. Ser
Uthor zaproponował młodemu rycerzowi pewien układ. Mieli razem wędrować i brać
udział w różnych pojedynkach, gdzie to Dunk miał być zawsze pokonany. Miało to
im zapewnić ogromną ilość pieniędzy z zakładów, gdyż niemożliwym byłoby, żeby
starzec mógł pokonać takiego olbrzyma jak chłopak. Ten jednak znowu się nie
zgodził na taką propozycję. Dunk wielokrotnie mógł wybrać krótszą drogę do
wiecznej chwały czy też fortuny, ale zawsze twardo obstawiał przy swoim. W moim
mniemaniu Martin stworzył rycerza idealnego – skromnego, który doskonale
odróżnia dobro od zła.
„Słowa to wiatr, Jajo. Pozwól, by
przepływały obok ciebie.”
Tę
książkę polecam zdecydowanie wszystkim fanom fantastyki. Znajdą w niej
wszystko, co dobre i znane w książkach tego amerykańskiego pisarza. Jeśli ktoś
czytał już Grę o tron i pozostałe części, będzie to doskonałe uzupełnienie
sagi. Zaś jeśli nie, można traktować to też jako wprowadzenie do tego
uniwersum. Ja z chęcią poczytałabym jeszcze trochę więcej opowiadań o
perypetiach Dunka i Jajo.
Wyzwania:
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
Nie jestem przekonana, co do takich książek. Przerażają mnie. Jednak myślę, że pewnie gdybym sięgnęła po jakąś taką, to nie mogłabym się oderwać.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja.
Taka mała odskocznia od Gry o Tron. Lubię i to bardzo.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Jestem wielka fanką zarówno książek jak i serialu. Kocham wszystko, co wyjdzie spod pióra Martina, również tę książkę :D
OdpowiedzUsuńObserwuję :)
http://ksiazkoweimperium-recenzje.blogspot.com/
Już postanowiłam, ze niedługo zabieram się za czytanie książek, które wyszły spod pióra tego pisarza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
Pana Martina jeszcze nie znam. No, przynajmniej jeśli chodzi o literaturę, bo samo nazwisko jest mi bardzo dobrze znane. Trzeba by w końcu się wziąć za czytanie jakiejś jego powieści - w końcu można go podpisać jako jednego z kultowych pisarzy fantastyki. :)
OdpowiedzUsuńCóż, coś mi świtta z tymi inicjałami.... Ach, już wiem, Gra o tron czyż nie? Mam właśnie Grę... w planach i kto wie, jeśli mi się spodoba, być może sięgnę i po to. :)
OdpowiedzUsuńNa temat książki rozpisałaś się niesamowicie, ciekawie ją przedstawiłaś. mimo to wątpię, że ją przeczytam. Nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńZa twórczość Martina zabieram się już od dłuższego czasu i trochę przerażam mnie ilość książek, które wyszły spod jego pióra i które powinnam znać. Myślisz, że te opowiadania są dobrym wstępem do poznania Pieśni Lodu i Ognia?
OdpowiedzUsuńJak najbardziej ;)
UsuńMoja koleżanka z klasy zaczytuje się w tej serii,a ja już od dłuższego czasu chcę ją zapoznać.Świetna recenzja ! ;)
OdpowiedzUsuńKurcze, nie lepiej byłoby, gdyby Dżordż Ar Ar zajął się pisaniem kolejnego tomu sagi, który już odwleka od kilku lat? ;) Myślę że tym bardziej ucieszyłby fanów.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za twórczością Martina. Nic do niego nie mam, po prostu nie leży mi jego styl ;) "Gra o tron" mnie bardziej drażniła, niż dostarczała przyjemności, dlatego postanowiłam sobie odpuścić czytanie jego książek.
OdpowiedzUsuń