Daugherty, Rozenfeld, Tajemny ogień, 392, Otwarte ★★★★★★☆☆☆☆ |
Taylor Montclair to siedemnastoletnia, na pozór zwyczajna, dziewczyna, mieszkająca w Anglii. Codziennie chodzi do szkoły i pilnie się uczy, by dostać się do wymarzonego Oksfordu. Natomiast Sacha Winters to jej kompletne przeciwieństwo - nie dość, że prawie w ogóle nie chodzi do szkoły, to jeszcze często wdaje się w dość brutalne bójki. Przypadek (albo i nie) sprawia, że ta dwójka zupełnie różnych osób poznaje się i okazuje się, że mają ze sobą wiele wspólnego. Po odkryciu różnych rodzinnych tajemnic Taylor i Sacha muszą się śpieszyć, gdyż wkrótce jedno z nich ma umrzeć...
Nigdy nie planowałam czytać tej książki. Wszyscy się nią tak zachwycali, że aż szkoda byłoby po nią nie sięgnąć, ale ja twardo obstawiałam przy swoim i twierdziłam, że „Tajemny ogień” nie jest wart mojego zachodu. Jednak mimo to podczas jednej z wizyt w bibliotece wypożyczyłam ją (przyciągnęła mnie ta śliczna okładka) i po skończonej lekturze nie napiszę, że była to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam, ale też nie zawiodłam się na niej. Po prostu wiedziałam, czego mogę od niej oczekiwać.
Rozdziały pisane są z dwóch perspektyw - Sachy i Taylor. I tak jak zazwyczaj przy więcej niż jednym autorze mam problem z rozróżnieniem tego, co kto pisał, tak wydaje mi się, że tutaj nie miałam tego problemu. Za Taylor była odpowiedzialna Daugherty, a za Sachę Rozenfeld. I to właśnie on ratował tę książkę, bo kreacja Taylor to porażka na całej linii. Irytowało mnie to, że jak zwykle główna bohaterka musi być najlepsza i mieć niespotykaną oraz potężną moc, którą na początku trudno ujarzmić. W całej książce nie było irytujących scen niż te szkolenia jej. Taylor to klasyczny przykład, jak nie powinno się tworzyć bohatera, a ja myślałam, że autorzy wiedzą, że Mary Sue wcale nie są takie fajne... Natomiast postać Sachy była taką perełką tej książki i totalnie mnie zauroczyła. Nie tylko rozdziały z nim czytało się znacznie lepiej, ale też jego historia wydawała mi się znacznie bardziej dopracowana i po prostu lepsza. Z chęcią przeczytałabym o nim osobną książkę, bez irytującej Taylor.
Nie podobał mi się też wątek romantyczny, a przecież zazwyczaj na żadne nie narzekam. Uważam, że tutaj nastąpił on za szybko i był zbyt oczywisty. Autorki mogły poczekać z jego rozwinięciem do drugiego tomu, by był naturalniejszy, bo Taylor i Sacha w trakcie jednej książki przechodzą z nienawiści poprzez krótką przyjaźń do miłości. Nie, zdecydowanie nie jestem fanką takiego rozegrania.
Fabuła nie jest odkrywcza - główna heroina odkrywa, że ma niespotykaną moc i dzięki niej może komuś uratować życie (albo świat), bla, bla, bla. Czy tego już przypadkiem nie było? Było i mimo że to wcale nie jest oryginalne i jest nudne jak flaki z olejem, to jednak autorki wiedzą, jak zaciekawić czytelnika i chociaż już z góry domyśliłam się zakończenia, siedziałam jak na szpilkach i czytałam książkę z zapartym tchem. Nie da się ukryć, że akcja pędzi i coraz dzieje się coraz więcej, a nawet gdy ma się dosyć bohaterów i chce się to jak najszybciej zakończyć, to nie sposób jest tak po prostu ją odłożyć. Nie było idealnie, było wiele zgrzytów, ale panie Daugherty i Rozenfeld tak mnie zaczarowały, że nie mogę się doczekać, kiedy dowiem się, co dalej z Sachą i Taylor.
Podsumowując, „Tajemny ogień” nie jest ani złą, ani dobrą książką, a raczej bardzo poprawną. I chociaż schemat schematem jest poganiany, a wad trochę też nie jest, to bardzo dobrze się go czyta i przede wszystkim zapewnia dobrą rozrywkę na kilka godzin. Jeśli nie szukacie ambitnej lektury, sięgnijcie właśnie po tę książkę!
Mam wrażenie, że ta recenzja jest za krótka, ale naprawdę nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać ;/
Mam wrażenie, że ta recenzja jest za krótka, ale naprawdę nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać ;/
Okładka faktycznie jest przyciągająca! Wielka szkoda, że książka wypada tak... przeciętnie. No ale cóż, właściwie się tego spodziewałam - już po samym opisie fabuły można się domyślić, że schemat goni schemat.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i mam na półce :)
OdpowiedzUsuńCóż, nie jest to powieść dla mnie, utarte schematy, główna bohaterka, która nagle odkrywa, że ma magiczną moc, ech, nie, za dużo razy to już przerabiałam.
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zbilas z tropu. Miałam wielka ochotę na tę książkę, a teraz się jej obawiam. :/
OdpowiedzUsuńDwiestronyksiazek.blogspot.com
Wiedziałam, że część Daugherty jest denna :D
OdpowiedzUsuńOdkąd ta książka została wydana, wahałam się czy czytać, czy jednak nie czytać. Muszę przyznać, że zniechęca mnie irytująca bohaterka. No i ten wątek romantyczny... Ehhh... chyba jednak sobie daruję. Zbyt dużo książek czeka na swoją kolej i nie mam zamiaru tracić czasu na "Tajemny ogień". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhouseofreaders.blogspot.com
Może i ja kiedyś ją wypożyczę pod wpływem impulsu :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie czuję, by te schematy mnie iryyowały :D Książka wydaje mi się ciekawa, więc chcę ją przeczytać ^_^
OdpowiedzUsuńPrzede mną wciąż "Wybrani" - najpierw chcę zabrać się za tę serię, a później sięgać po kolejne. :)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że mimo schematów, mimo zbyt szybkiej miłości, mimo kreacji Tylor, mnie się książka podobała i wspominam ją miło. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://recenzje-koneko.blogspot.com/
Mam tą lekturę u siebie, ale kompletnie nie mogę się za nią zabrać ;)
OdpowiedzUsuńWypożyczyłam ostatnio z biblioteki całą serię "Wybrani" więc jestem ciekawa czy książki tej autorki przypadną mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zbiera wokół siebie wiele pozytywnych recenzji i bardzo chcę ją przeczytać :) Czasem lubię sięgnąć po książki właśnie tego typu.
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Mimo dużej ilości schematów, nadal jestem ciekawa tej książki. Jednak myślę, że nie będę wymagać od niej zbyt wiele ;)
OdpowiedzUsuńMoje wrażenie na temat tej książki w dużej mierze pokrywa się z twoim. Nawet chyba nie sięgnę po następne części, bo zwyczajnie wolę poczytać coś, co bardziej mnie wciągnie i poruszy.
OdpowiedzUsuńTeż zdecydowanie wolałam Sachę <3 I cóż, może nie mam tak drastycznego zdania o Taylor, bo już zdążyłam przywyknąć po choćby Aniele czy Kiedy nadciąga ciemność, że to tak popularny motyw, że uznaję go wręcz za nieoryginalność :D
OdpowiedzUsuń