Po tym poście będziesz chciał przeczytać Klątwę przeznaczenia!
Pierwszy raz o Klątwie przeznaczenia usłyszałam jakoś niecały rok temu i od tego momentu ta książka nie daje mi spokoju. Albo to ja jej. Zależy jak na to spojrzeć. W zamierzeniu ten post miał się nazywać "Powody, dla których nie warto czytać Klątwy przeznaczenia", ale co ja się oszukuję, pewnie zachęci on was do tego jeszcze bardziej. Bo czy to przypadkiem te negatywne opinie nie robią najlepszej reklamy?
Świat przedstawiony nie trzyma się kupy
Musimy się na chwilę cofnąć do samych początków powstawania książki, czyli do czasów licealnych autorek. Wtedy to spisywały one tę historię jako rpg, czyli role-playing game, które opiera się na wcielaniu się w dane postaci i pisaniu z ich punktu widzenia. Szesnastoletnie dziewczyny nie wiedziały, że zostanie wydane to jako książka, więc nie zwracały uwagi na to, czy wszystko składa się w logiczną całość, na bieżąco dopisując nowe wątki. I to widać, naprawdę. Objawia się to nie tylko w narracji (pomieszanie pierwszoosobowej - Arienne, z trzecioosobową), ale również w tym, że tu NIC. NIE. MA. SENSU. Naprawdę. Zaczynając od samego początku, mamy tu Ravillon - twierdzę, związek (jakkolwiek to nazwać) - w którym mieszkają sobie Mistrzowie. Mistrzów jest trzynaście i każdy z nich reprezentuje odmienną profesję. Taki Severo (nasz główny bohater) jest Mistrzem Walk, jego przyjaciel Tessi to za to Mistrz Szpiegostwa, jest również Ven, Mistrz Magii, czy Moru, Mistrz Etykiety. I teraz uwaga, zaskoczę was, te tytuły nie mają absolutnie żadnego odzwierciedlenia. Severo odwala robotę praktycznie za połowę z nich - dostaje od króla zadanie znalezienia pewnej księżniczki (a to chyba działka Tessiego), na zlecenie usuwa ciążę jednej dziewczynie (Mistrz Magii albo Zielarstwa mógłby się tym zająć), a także bryluje na dworach władców (można by tam wysłać Mistrza Etykiety, który w Ravillonie jedynie zajmuje się nauką tańca). I to właśnie tylko Severo dostarcza jakichkolwiek pieniędzy Związkowi. Ktoś mi wyjaśni dlaczego? Dlaczego reszta Mistrzów nie bierze zleceń, które odpowiadają ich umiejętnościom? Dlaczego Mistrz Magii leczy za darmo ludzi, chociaż bardziej nadaje się do tego Mistrz Zielarstwa? Czemu właściwie miały służyć te tytuły? To jest tylko wierzchołek góry lodowej, uwierzcie mi.
Romans, romans, wszędzie romans
Początek znajomości Arienne i Severa jest kwestią dyskusyjną. Jedni twierdzą, że to był gwałt i ma to zły wydźwięk, a inni że może i był, ale heloł, co z tego, skoro w Pieśni Lodu i Ognia są gorsze sceny i mamy nawet wątek kazirodczy. Nie chcę się zagłębiać w ten temat, nie chcę pisać, dlaczego to jest tak bardzo okropne,bo inne osoby świetnie to opisały, a ja nie będę się powtarzać. Poza tym uważam, że jakkolwiek złe to by nie było, to nie jest jedyna wada tej książki, a jak wygląda ten cały wątek romantyczny po naznaczeniu Arienne na Milady? Śmiesznie. Ogólnie to po tym wszystkim jest nudno i praktycznie przez połowę książki nic się nie dzieje, ale strasznie mnie śmieszy, jak to wszystko zostało przedstawione. Gdyby Ravillon miał swoją wersję Pudelka, Arienne i Severo byliby tam tematem nr 1, byliby jak Rozenek i Majdan, tylko bardziej lubiani. Serio. Tam chyba praktycznie każdy komentował to, jak Arienne i Severo do siebie pasują, jaki to Milady ma cudowny wpływ na swojego Mistrza. Doszło nawet do tego, że inni mężczyźni zaczęli komentować przyrodzenie naszego Lwa. Śmieszne jest to, że właśnie w taki sposób autorki to sobie wszystko wyobraziły. Tylko że normalnie to żaden żołnierz nie zwróciłby uwagi na to, jak to super, że jego szef i nałożnica świetnie do siebie pasują.
Mam tę moc, ma tę moc, albo jednak nie mam
Arienne jest zajebista, ale to tak niesamowicie zajebista. Gdyby był jakiś detektor merysuizmu, to właśnie by wybuchnął. Ten punkt właściwie można zaliczyć jako podpunkt to błędów logicznych, bo nasza bohaterka posiada supermoc, potrafi zamienić dzień w noc i na odwrót, która nagle w niewyjaśnionych okolicznościach znika, gdy jest potrzebna, bo tak. Dlaczego Arienne nie mogła jakoś magicznie odepchnąć Severa, gdy ten chciał ją zgwałcić? Bo jej magia na niego nie działa. CO Z TEGO, ŻE WCZEŚNIEJ NIE MIAŁA TAKIEGO PROBLEMU. Teraz nie może. Dlaczego Arienne nie może później skorzystać ze swojej magii by coś tam zrobić? Bo nie. To jest mądre wytłumaczenie. Tak naprawdę nie dziwię się, że autorki nie mogły znaleźć żadnego rozsądnego wyjścia z tej sprawy. Stworzyły bohaterkę, która jest potężna, zbyt potężna i wymyślenie w tym przypadku sensownych ram, które by ją ograniczały, jest niemożliwe.
Jestem piękny, więc jestem dobry
Podobno nie powinno oceniać się książki po okładce, ale najwyraźniej ludzi to nie dotyczy. To przecież takie oczywiste, że osoby, które ma polubić czytelnik, muszą być piękne, mądre i w ogóle super, natomiast wrogowie powinni być ich kompletnym przeciwieństwem - brzydcy oraz głupi. Z tym że przy kreowaniu tej drugiej frakcji autorki dosyć mocno poniosło i otrzymaliśmy bandę idiotów, którzy nawet nie wysilają się, by trochę logicznie pomyśleć. To pewnie dlatego, żeby nikt nie miał wątpliwości, po której stronie mamy być, komu kibicować. Ja rozumiem, że jako potencjalny odbiorca tej książki mam obowiązek ich znielubić, ale bez przesady. Dajmy czytelnikowi możliwość wyboru, bo tworzenie postaci na zasadzie, że jeśli jest brzydki, to musi być zły, jest bardzo płytkie i dosyć dziecinne. Takie myślenie nie pasuje do dorosłych kobiet.
I co, czujecie się zachęceni?
Brak komentarzy:
Dziękuję za każdy komentarz!