„Gwiazd naszych wina” John Green
Autor: John Green
Tytuł: Gwiazd naszych wina
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 320
Są
takie książki, których po prostu nie można nie znać. Wszyscy nad nimi wzdychają
i wychwalają, a my, nie ważne jakbyśmy się mocno zapierali, nie możemy obok
nich przejść obojętnie. To właśnie prawie rok temu, kiedy to wchodziła do kin
ekranizacja Gwiazd naszych wina, rozpoczęła się moja przygoda z
twórczością Greena. Wcześniej wspomnianej książki, o której zrobiło się wtedy
bardzo głośno, ani trochę nie chciałam czytać, lecz jednak jakoś się
przemogłam. I mimo że minęło już dużo czasu, od kiedy po nią sięgnęłam, ciągle
nie ochłonęłam z emocji, które mi towarzyszyły przy czytaniu jej. Dlatego też
nie obiecuję, że ta recenzja będzie miała jakikolwiek sens, bo ciągle nie mogę
znaleźć odpowiednich słów, które w pełni mogłyby opisać fenomen jakim jest
książka Gwiazd naszych wina.
„Moje idee to gwiazdy, których nie
potrafię ułożyć w konstelacje.”
Hazel
Grace Lancaster choruje na raka. Przez nowotwór tarczycy z przerzutami do płuc
już dawno powinna leżeć w trumnie, jednak dzięki eksperymentalnej terapii nowym
lekiem jej życie może zostać przedłużone. Mimo to dziewczyna wie, że i tak
umiera, o czym przypomina jej ciągły ból w płucach czy butla tlenowa, zwana
Phillipem, którą zawsze ciągnie za sobą. Hazel, oglądając America's Next Top
Model czy czytając ulubioną książkę bez zakończenia, stara się być normalną
nastolatką, w czym ciągle usiłuje jej pomóc mama. To właśnie ona zachęca córkę
do przyjścia na jedno ze spotkań grupy wsparcia dla chorej młodzieży. A tam Hazel
poznaje Augustusa Watersa, chłopaka, któremu rak odebrał już jedną nogę, a jej
życie od tego momentu diametralnie się zmienia.
„Bez smutku nie zaznalibyśmy smaku
radości.”
Gwiazd
naszych wina to
książka idealnie słodko-gorzka. Porusza ona trudny i bolesny temat, jakim
ciągle jest rak. Choroba ta dotyka każdego, bez względu na płeć, rasę czy
wyznanie, a Green pisze o czymś tak strasznym w sposób niesamowicie ironiczny,
ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Hazel i Augustus to dwójka nastolatków,
których życie już się kończy, chociaż powinno się dopiero zaczynać, ale oni nie
mają do nikogo o to pretensji. Pełnymi garściami łapią to, co dostają, i
starają się cieszyć każdą chwilą, jaka jest im jeszcze dana. Obydwoje posiadają
niesamowity dystans do swojej choroby. Nie potrzebują żadnych zapewnień, że
wszystko będzie dobrze, bo wiedzą, że i tak nie będzie. Obydwoje dzielą się z
czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat życia i śmierci. Obydwoje są bardzo
dojrzali, ale mimo to ciągle potrafią sypać kawałami i żartować na każdym
kroku.
„Niektóre nieskończoności są
większe niż inne.”
O
Augustusie Watersie mogę powiedzieć tylko tyle, że to wymarzony chłopak dla
każdej dziewczyny. W Hazel widzi tylko jej piękno, a nie raka, który zabija ją
każdego dnia. Mimo wszystko próbuje zawalczyć o jej uwagę. Chociaż ta go odpycha,
on się nie poddaje. Nawet oddał jej swoje życzenie, które przysługiwało mu jako
że był chorym dzieckiem, i polecieli razem do Amsterdamu. Gus to szczery do
bólu chłopak z wielkim poczuciem humoru. I jak go tu nie uwielbiać? A Hazel?
Hazel też zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Może i była momentami trochę
cyniczna, ale i tak ją podziwiam. To silna bohaterka, która musi się zmierzyć z
wieloma trudnościami.
„Wszechświat chce, by go
zauważono. Ale my też chcemy być zauważeni przez wszechświat, chcemy, żeby
wszechświat nie miał w dupie tego, co się z nami dzieje.”
Czytając
tę książkę, czułam się zalana przez różną gammę emocji – od rozbawienia do
smutku. Śmiałam się jak wariatka i płakałam jak bóbr. Już dawno nic nie
wzbudziło we mnie tylu uczuć, z którymi nijak nie mogłam sobie poradzić. Green
napisał powieść traktującą o poważnych tematach, którą czyta się niezwykle
lekko i szybko. Jest pełna pięknych sentencji, których nie sposób zapomnieć.
Nie sposób także zapomnieć o historii Hazel i Augustusa, gdyż rozerwała ona
moje serce na milion kawałków i ciągle nie mogę ich wszystkich pozbierać. Moim
zadaniem każdy powinien przeczytać Gwiazd naszych wina, a jeśli Ty jeszcze tego
nie zrobiłeś, to zrób to jak najszybciej.
„To nie jest książka o raku, bo
książki o raku to lipa.”
Czytałam jeszcze przed filmem. Nie mogłam się od niej oderwać.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z twoją recenzją :)
Jedna z moich ulubionych książek ubiegłego roku :)
OdpowiedzUsuńOstatnio ktoś mi ją odradził, bardzo skutecznie udało Ci się mnie do niej z powrotem namówić :)
OdpowiedzUsuńO tej książce potrafię powiedzieć tyle: cudo! ^^
OdpowiedzUsuńMam w planach przeczytać ♡
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się! Nie czytałam jeszcze żadnej książki Greena, ale chyba jeszcze poczekam na ten moment. Nie stać mnie obecnie na kupowanie książek, a znajomi wszystko, co mają, pożyczyli komuś innemu. Ale zapewniam, że nadrobię "Gwiazd naszych wina"! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam. I szczerze muszę przyznać, że bardziej lubię "Szukając Alaski". Tej książce zdecydowanie czegoś brakuje....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
Hm czytałam tę książkę i faktycznie jest poruszająca a sam Green niesamowicie pisze o trudnych sprawach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytałam Greena zanim to było fajne ;) Uwielbiam jego książki, facet doskonale rozumie problemy i myślenie nastolatków, dlatego jego historie trafiają do tylu czytelników. GNW to moja druga ulubiona powieść tego autora, zaraz po Szukając Alaski.
OdpowiedzUsuńof-books-and-coffee.blogspot.com
chyba tylko mi bardziej podobał się film :)
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż wcale :) Uwielbiam książki Greena <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://bookocholic.blogspot.com/
Ciekawa recenzja i trafne cytaty. Ja również uwielbiam Greena.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
niestety nie ciągnie mnie do tej książki. :/
OdpowiedzUsuńCzytałam.Podobała mi się ,ale czytałam o wiele lepsze książki . Nie ogarnął mnie jakoś ten szał na Grena,ale polubiłam jego książki ;)
OdpowiedzUsuńStwierdzam, że mogę przejść nad wieloma książkami idealnie i mój opór jest bardzo mocny ^^ Tak jest z tą książką - kompletnie nie mój gatunek. Podejrzewam, że historia jest piękna, ale książki czytam po to, aby oderwać się od rzeczywistości, a nie o niej czytać ^^
OdpowiedzUsuńCzytałam i rzeczywiście GNW to baaardzo dobra książka, ale, niestety, trochę mi ją zaspojlerowano, więc nie była dla mnie tak zaskakująca, jakbym chciała :d
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko tę książkę Johna Greena i bardzo miło ją wspominam. Wywołała u mnie mnóstwo łez i mną wstrząsnęła. Na inne dzieła autora też poluję.
OdpowiedzUsuńCzytałam to dość dawno temu, zanim w ogóle wiedziałam o jej ekranizacji. Gama emocji jest nieskończona, po prostu nie da się przeczytać tej książki, nie uroniąc chociaż jednej łzy. Czysty geniusz!
OdpowiedzUsuńA filmu nadal nie obejrzałam, boję się wodospadu z moich oczu :(
Mam alergię na Greena, ale GNW polubiłam i też płakałam jak bóbr, tylko że na filmie. W tym przypadku niedobrze było wiedzieć co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńSzczerze ją uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńTez ją czytałam i zrobiłam na mnie OGROMNE wrażenie :-)
OdpowiedzUsuń