16 grudnia 2015

TOP 5: ulubione okładki książek wielotomowych

A dzisiaj nacieszymy oczy pięknymi okładkami książek. Jest tak wiele, które naprawdę mi się podobają i którymi ciągle się zachwycam i cudem udało mi się ograniczyć do ścisłej piątki ;)





Okładki Selekcji są cudne i chyba każdy się ze mną zgodzi, że należy im się miejsce w tej piątce. Zresztą zauważyłam, że książki Cass często znajdują się w zestawieniach najładniejszych okładek :D Dobra, ręka do góry, kto jest zdziwiony pojawieniem się Zmierzchu? Mimo że moja fascynacja tymi książkami już dawno przeszła, to jednak mam straszny sentyment do tej oprawy graficznej. Szczególnie Księżyc w nowiu ma w sobie to coś. Książki Greena podciągnęłam pod kategorię tych wielotomowych, no bo strasznie podoba mi się sposób ich wydania. Szczególnie jestem zauroczona okładką Willa Graysona, chociaż treścią już niestety niekoniecznie ;/ Z okładek Mary Dyer na żywo widziałam tylko Tajemnicę i narzekałam na to, że była za ciemna, jednak nie zmienia to faktu, że strona graficzna tej trylogii niezmiernie przyciąga uwagę. Ma ten swój niepowtarzalny klimat xD Przyznaję się bez bicia, gdyby nie okładka Sabriel na serię Stare królestwo zwróciłabym uwagę znacznie później. Już nie mogę się doczekać, kiedy na mojej półce będę miała Lirael i Clariel, które są prześliczne.

A co Wy umieścilibyście w takim zestawieniu? Zapraszam do głosowania w ankietach :)

12 grudnia 2015

„Cień wiatru” Carlos Ruiz Zafón

Autor: Carlos Ruiz Zafón
Tytuł: Cień wiatru
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Muza


Barcelona. Rok 1945. Dziesięcioletni Daniel podąża uliczkami miasta za ojcem - księgarzem i antykwariuszem - który prowadzi go wprost do Cmentarza Zapomnianych Książek. Młody Sempere spośród tysiąca tomów przeróżnych książek ma wybrać sobie jedną i ocalić ją od zapomnienia. Jego wybór pada na Cień wiatru autorstwa tajemniczego i nieznanego Juliana Caraxa. Chłopak próbuje odnaleźć inne dzieła tego autora, ale okazuje się, że wszystkie zostały zniszczone, a on sam jest w posiadaniu jedynego zachowanego egzemplarza. 

Cień wiatru to tytuł, który jest świetnie znany książkowej części blogosfery i miałam wrażenie, że zaliczam się do bardzo nielicznego grona osób, którzy tej książki jeszcze nie przeczytali. Zachęcona pozytywnymi recenzjami i dobrymi wrażeniami po lekturze Księcia mgły, postanowiłam zabrać się za kolejną książkę Zafona. Byłam do niej bardzo pozytywnie nastawiona, no bo jak mogłaby mi się nie spodobać książka o książkowej intrydze? Otóż, jak się okazało, jest to możliwe.

"Czas, im bardziej jest pusty, tym szybciej płynie. Życie pozbawione znaczenia przemyka obok, jak pociąg niezatrzymujący się na stacji."

Zacznijmy od tego, że cała książka jest podzielona na dziewięć okresów czasowych, w większości z życia Daniela, które dalej dzielą się na rozdziały. Pierwsze dwie części czytało mi się naprawdę dobrze i nawet szybko. Akcja skupiała się głównie na miłosnych perypetiach nastoletniego Daniela (i wcale tu nie chodzi o miłość do rówieśniczki) i na kiełkujących dopiero poszukiwaniach Juliana. Akcji samej w sobie było mało, ale nie zrażałam się i nie przeszkadzało mi to, że wszystko się tak długo ciągnie. Dopiero gdzieś około setnej strony straciłam nadzieję, a samo czytanie szło mi opornie.

Gdybym miała wybrać jedno słowo, które nasuwa mi się na myśl o tej książce, to byłaby to nuda. Oto mamy powieść o nietuzinkowej i godnej uwagi historii (mam tu na myśli mi.in. Caraxa, który wywarł na mnie wielkie wrażenie, ale o tym później), która teoretycznie nie powinna mnie wynudzić, ale właśnie tak było. Zabrakło mi w niej czegoś, co sprawiłoby, że nie mogłabym przez cały czas oderwać wzroku od stron, że czytałabym ją z zapartym tchem.  A prawda jest taka, że zabrałam się za nią pod koniec lipca, a skończyłam dopiero w listopadzie, kiedy musiałam leżeć w łóżku i nie miałam niczego lepszego pod ręką. Gdyby nie to, pewnie dalej leżałaby niedokończona na półce.

"Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterie; to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć."

Przechodząc do bohaterów, w książce na pierwszy plan wychodzą trzy postacie: Daniel, Fermin i Julian Carax. Daniel to główny bohater książki i narrator jednocześnie. Czytelnik poznaje go jako nieco zagubionego i nieśmiałego chłopca, który wychowuje się bez matki. Z czasem Daniel dorasta i bardziej wplątuje się w poszukiwania Caraxa i myślę, że uczynienie z niego narratora było złym pomysłem. Szukanie tropów, postaci i wysłuchiwanie ich wersji wydarzeń odbywa się kosztem tego bohatera, który to wszystko opisuje i w pewnym momencie po prostu się zlewa z treścią. Mam na myśli to, że stał się najbardziej bezosobową postacią, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia, i, szczerze mówiąc, nie przychodzi mi teraz do głowy żadna wyróżniająca go cecha charakteru. Z Ferminem sytuacja ma się na szczęście zupełnie inaczej. To przekomiczna, przezabawna i przeurocza postać; perełka tej książki. Za każdym razem, gdy pojawiał się, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, bo zawsze potrafił powiedzieć coś rozbawiającego lub zaskakująco trafić w sedno sprawy. 

O Julianie chciałabym móc napisać więcej, bo zasługuje na większą uwagę, ale tego nie zrobię, gdyż wymagałoby to dużo spoilerowania. Mogę jedynie napisać, że Carax i ta cała jego historia dobitnie mną wstrząsnęły, a moment, kiedy cała zagadka była na rozwiązaniu, był jedynym momentem w całej książce, kiedy faktycznie niecierpliwie śledziłam poczynania bohaterów. Losy Caraxa naprawdę mną wstrząsnęły i sprawiły, że przez kilka dni nie mogłam wyrzucić tej książki z głowy. Ciągle o niej myślałam i miałam mętlik w głowie, bo nie wiedziałam, co mam o niej sądzić.

"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."

Ostatecznie mogę stwierdzić, że Cienia wiatru zdecydowanie nie zaliczę do grona ulubionych książek. Posiada wady, które czasami sprawiały, że czytanie było dla mnie męką i ciągle musiałam ją odkładać, jednak mimo to czuję do niej jakiś dziwny sentyment, którego nie potrafię wyjaśnić. Minęło już trochę czasu od skończenia jej, a ona dalej siedzi mi w głowie i, jeśli mam być szczera, nie potrafię dojrzeć w niej tych achów, nad którymi się wszyscy zachwycają, ale znielubić też jej nie potrafię. 

"Naprawdę kocha się tylko raz w życiu, Julianie, nawet jeśli człowiek tego nie zauważa."

8 grudnia 2015

100 książek, które chcę przeczytać

Coś ostatnio nie mam weny do pisania recenzji, więc musicie mi wybaczyć, że na razie będą pojawiać się takie posty. W sumie mam w planach w weekend w końcu usiąść i napisać coś o Zaginionej dziewczynie, Cieniu wiatru i Sile trucizny ;D Z takich informacji organizacyjnych chciałam napisać, że 27 grudnia blog będzie obchodził pierwsze urodziny (ciągle nie mogę uwierzyć. że tyle wytrzymałam xD), z tej też okazji planuje zrobić konkurs oraz Book Tour i coś jeszcze! Dlatego zachęcam do brania udziału w ankietach, żebym mogła wiedzieć, jakie książki mam wybrać ;)

Bez przeciągania zapraszam do zapoznania się ze stoma książkami, które chcę przeczytać:


Zdecydowałam się wybrać jedynie pierwsze książki oraz takie których jeszcze nie mam. Postawiłam sobie także ambitny plan zrecenzowania ich wszystkich, jak tylko uda mi się je przeczytać, Mam nadzieję, że podołam temu wyzwaniu ;)
Polecacie coś szczególnie z tej listy?

5 grudnia 2015

TOP 5: ulubione postaci męskie

Jakiś czas temu w bardzo zamierzchłych czasach na blogu pojawił się TOP 10 ulubionych postaci kobiecych. Teraz postanowiłam wrócić z tą serią i  zmierzyć się z bohaterami przeciwnej płci. Ograniczyłam jedynie ilość do pięciu bohaterów, bo doszłam do wniosku, że dziesięć to jednak za dużo ;)

Daemon Black
Lux
Daemona Blacka poznajemy w Obsydianie autorstwa Jennifer L. Armentrout. To bardzo pewny siebie chłopak, który niezaprzeczalnie skradł moje serce i do tej pory nie chce go oddać. ja po prost uwielbiam tę postać! Kocham jego sarkastyczne uwagi, opiekuńczość w stosunku do siostry i dziewczyny, waleczność. Jest jednym z głównych powodów, dla których chce się czytać tę serię. Bez niego książki pewnie by wiele straciły.

Tyrion Lannister
Pieśń Lodu i Ognia

Kto nie lubi Tyriona? Ten sprytny karzeł to majstersztyk zdolności Martina co do tworzenia pełnowymiarowych bohaterów. Tyrion urodził się jako karzeł. Dorastał z siostrą, która go nienawidziła, i ojcem, obwiniającym go o śmierć matki. Jedynie dobre kontakty utrzymywał ze starszym bratem. Ze względu na to, że raczej nigdy nie będzie miał możliwości dobrego władania mieczem, nauczył się dobrego władania słowem. Tyrion posiada wszystkie cechy, które lubię w bohaterach - ma cięty język, jest przebiegły oraz dobrze wykształcony i wyrachowany. Gdybym miała wybierać, to właśnie go posadziłabym na Żelaznym Tronie.

Ron Weasley
Harry Potter

Ron to postać, którą chyba wszyscy znają lub chociaż kojarzą. Słynny rudzielec z serii o Harrym Potterze autorstwa J.K. Rowling. Ron wywodzi się z biednej i wielodzietnej rodziny i mimo że czasami dokuczają mu z tego powodu, stara się nie wstydzić się tego, skąd pochodzi. Oprócz tego że jest dobrym bratem, jest też lojalnym i wiernym przyjacielem. Tak, może i miał chwilę zwątpienia, ale kto ich nie ma? To czyniło z niego bardziej ludzką postać.

Jem Carstairs
Diabelskie maszyny

Przeczytałam Dary Anioła i Diabelskie Maszyny i z całym sercem mogę stwierdzić, że Diabelskie Maszyny biją na głowię pierwszą serię pani Clare. Są bardziej dojrzalsze, wzbudzają w czytelniku wiele skrajnych emocji, a więź, jaka łączyła Willa i Jema była po prostu świetna - to są w końcu Parabatai, jakich chciałam zobaczyć! Ale skupmy się na samym Jemie. Jego postać to po prostu majstersztyk! To osoba bardzo wrażliwa z trudną przeszłością, ciągle zmagająca się z jej skutkami.


Agustus Waters 
Gwiazd naszych wina

Augustus Waters to bohater wykreowany przez Johna Greena. Kiedy miał szesnaście lat zdiagnozowano u niego raka, a rok później amputowano mu nogę. Były koszykarz. To chłopak rzucający na prawo i lewo metaforami i oddający swoje ostatnie życzenie dziewczynie, by ta mogła spotkać swojego ulubionego pisarza. Absolutnie nie mogło zabraknąć tej postaci w tym zestawieniu.


A kogo wy byście umieścili w takim rankingu? 


27 listopada 2015

„After. Płomień pod moją skórą” Anna Todd

Autor: Anna Todd
Tytuł: After. Płomień pod moją skórą
Liczba stron: 632
Wydawnictwo: Znak


Życie Tessy było dotychczas spokojne i poukładane. Miała chłopaka, z którym była szczęśliwa, i właśnie zaczynała pierwszy rok studiów w wymarzonym collage'u. Miała w planach ciężką naukę, by osiągnąć cel, jaki sobie postawiła - znaleźć pracę w dobrym wydawnictwie. Jednak nie wszystko idzie po jej myśli. Najpierw trafia do pokoju ze Steph, która często imprezuje i daleko jej do wizerunku grzecznej dziewczynki, a później spotyka Hardina. Hardin to kompletne przeciwieństwo Tessy - złośliwy, cały pokryty tatuażami, a dziewczyna mimo oporów brnie dalej w znajomość z nim.

Obok książki After nie można przejść obojętnie. Napis na okładce krzyczy do mnie, że to największy fenomen wydawniczy tego roku, a Internet jest pełen wychwalających recenzji. Poza tym milion odsłon na portalu Wattpad pewnie też o czymś świadczy, prawda?

Hahaha, nie.

Fabuła tej książki jest naprawdę bardzo prosta i schematyczna do bólu. Ona - kujonka-cnotka, nosząca długie spódnice i koszule bez dekoltów. Jest grzeczna, nigdy nie dostała żadnej uwagi do dzienniczka i ciągle stara się o aprobatę ze strony matki, która zachowuje się, jakby połknęła kij. On to typowy bad boy, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, ale nigdy się nie zakochał. Gdy się spotykają, najpierw pałają do siebie nienawiścią, ale potem, uwaga niespodzianka!, zakochują się w  sobie i wtedy wszystko zaczyna się opierać na pewnym schemacie: kłótnia, seks na zgodę, kłótnia, seks na zgodę i tak w kółko. Z czego wiem, w kolejnych tomach to się nie zmienia, więc jak na razie nie potrafię znaleźć sensu rozbudowania historii Tessy i Hardina na cztery książki o dość dużej objętości. 

W After. Płomień pod moją skórą nie da się nie znaleźć elementów wspólnych ze słynnym Greyem. Tessa to nieco młodsza wersja Any. Jest studentką filologii angielskiej i również pragnie znaleźć pracę w wydawnictwie. Obie także uwielbiają czytać, szczególnie klasykę literatury brytyjskiej. Za to Hardina z Christianem łączą koszmary senne, trudna przeszłość, obrzydliwa zaborczość i dużo pieniędzy na koncie. Oprócz tego w tle przewija się Seattle i dużo, dużo seksu. 

Kolejnym elementem jest toksyczny i burzliwy związek głównych bohaterów. Jest to wręcz patologiczna sytuacja, którą czytelniczki odbierają jako wzór miłości idealnej. Powiem jedno: ta sytuacja jest chora. Chore jest to, że autorka posunęła się do stworzenia się czegoś takiego i z każdą stroną brnie w to dalej. Hardin rani Tessę w każdy możliwy sposób; poniża ją, nie traktuje z godnością, okłamuje, bawi się nią jak zabawką.  To jak zabawa w kotka i myszkę. Hardin jest kotem, osaczającym Tessę, która nie znajduje wyjścia i ulega mu. Wierzy w każde jego słowo, w zapewnienia poprawy, a potem kończą razem w łóżku, by później znowu zacząć kłótnie od nowa. Hessa nie jest romantyczna. Hessa jest chorą relacją i mam nadzieję, że nie stanie się wzorem do naśladowania.

Sam Hardin to dla niektórych chłopak idealny, którego z chęcią wiele uczyniłoby swoim mężem. Problem w tym, że jest on strasznie wybuchowy, podążający drogą ku autodestrukcji. Nie potrafi zapanować nad swoją agresją, o czym dają znać wgniecenia w ścianie czy potłuczone wazony. Osoby też zdarza mu się pobić. Nie wspominając już o jego skłonności do alkoholu, co w połączeniu z wyżej wymienioną agresją daje mieszankę wybuchową. 

Ważnym tłem dla perypetii głównych bohaterów są ich rodziny, z którymi mają same problemy. Ojciec Hardina zostawił go i jego matkę w Anglii, by rozpocząć nowe życie z nową rodziną w Ameryce. Chłopak nie potrafi się z nim dogadać, ciągle obwinia go pewne rzeczy i nie akceptuje jego żony i jej syna. Tessa przeżywa równie ciekawe dramaty ze swoją matką, którą można uznać za królową lodu. Próbuje ułożyć córce życie według własnych standardów i nie może przyjąć do świadomości momentu, w którym grzeczna Tessa zaczyna się nieco buntować.

Za to jedyną zaletą tej książki jest to, że pochłania się ją w naprawdę szybkim tempie. Mimo że styl jest prosty, czasami aż za prosty, to nim się obejrzałam, a już byłam w połowie lektury. Szkoda tylko, że rozdziały są takie krótkie, przystosowane do blogowej formy. Jak widać, napis na okładce, głoszący o poprawionej wersji, trochę mija się z prawdą. W sumie jako kolejną zaletę mogłabym zaliczyć okładkę, która urzekła mnie swoim minimalizmem. Ostatnio podobają mi się okładki z niewyróżniającym się tłem i dużym napisem, aż szkoda, że u nas mało się ich wydaje.

After. Płomień pod moją skórą to książka pełna schematów, w której bohaterowie przerzucają się cytatami z Wichrowych Wzgórz i w każdym możliwym miejscu dają upust swojemu napięciu seksualnemu. Nie widzę żadnych powodów, dla których mogłabym ją polecić. W nurcie New Adult jest o wiele więcej bardziej wartościowych i godnych książek, więc, jeśli macie taką możliwość, nie sięgajcie po tę. Jest zła i cukierek temu, kto wytłumaczy mi jej fenomen, bo to dla mnie dalej rzecz niepojęta. 

19 listopada 2015

„Carrie Pillby. Nieznośnie genialna” Caren Lissner

Autor: Caren Lissner
Tytuł: Carrie Pilby. Nieznośnie genialna
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: HarperCollins Polska


Carrie Pilby do genialne dziecko. Przeskoczyła kilka klas w szkole, aby ostatecznie w wieku dziewiętnastu lat ukończyć z wyróżnieniem studia na Harvardzie. Większość część wolnego czasu poświęcała nauce, co uczyniło z niej osobę nieco wyobcowaną i niepotrafiącą się zaaklimatyzować w większym towarzystwie. Carrie nie ma przyjaciół i unika chodzenia na ranki, twierdząc, że teraz wszystkim chodzi tylko o seks. Sprawy przybierają zupełnie inny obrót, gdy dostaje od terapeuty listę pięciu zadań, które musi wykonać.

Carrie nie jest postacią, którą darzy się sympatią od pierwszych stron. Bynajmniej nie dlatego, że jest nieśmiałą i wstydliwą kujonką, bo wcale taka nie jest. Jej problemem jest to, że właściwie bez głębszego poznania już ocenia i szufladkuje daną osobę. Dla niej każda ładna dziewczyna to pustak, a życie chłopaka obraca się tylko wokół seksu. Najbardziej irytującą w niej cechą jest to, że to, czy może się z kimś ewentualnie zaprzyjaźnić, uzależnia od jego ilorazu inteligencji. Twierdziła, że z kimś mądrym i wyedukowanym może normalnie porozmawiać. Do tego Carrie posiada charakterek, jest sarkastyczna i dociekliwa, co nie czyni z niej zbyt miłej osoby.

Nieznośnie genialna to przede wszystkim lekko psychologiczna książka traktująca o wyobcowaniu społecznym. Carrie, idąc na studia w dosyć młodym wieku, miała nadzieję spotkać grupę ludzi o podobnych zainteresowaniach, tak samo jak ona lubiących naukę. Jednakże rzeczywistość ją zawiodła - jej koledzy woleli spędzać czas na imprezowaniu niż uczeniu się. Uczyniło to z niej nieco zgorzkniałą i samotną osobę, która poprzez zawyżone oczekiwania, nie potrafi znaleźć sobie przyjaciół. To książka o znajdowaniu własnego miejsca w świecie, dojrzewaniu i pokonywaniu uprzedzeń, które sami sobie stawiamy.

Powieść Caren Lissner opiera się głównie na przemyśleniach głównej bohaterki. Jest więc trochę filozofowania Carrie, jej dywagacji na różne mniej i bardziej ciekawe tematy. W ten sposób w całej książce jest znacznie mniej akcji. Nie mówię, żeby to było jakimś bardzo złym zabiegiem, bo te rozważania były naprawdę ciekawe i pouczające jednocześnie. Od pierwszego wydania tej książki minęło dobre dwanaście lat, a ona wciąż zawiera w sobie treści na topie i z dobrym przekazem. Niestety fakt spowolnienia akcji plus początkowa niechęć do Carrie zaowocowały tym, że naprawdę ciężko było mi wbić się w treść. Całe jej czytanie szło mi dosyć mozolnie, gdy tak naprawdę mogłabym ją skończyć w kilka godzin.

Czy też zauważyliście, jak motyw różnych list zadań do wykonania stał się ostatnio popularny w literaturze? W PS Kocham Cię comiesięczne zadania otrzymywane od zmarłego męża miał pomóc Holly w poradzeniu sobie z jego śmiercią, w Kochając pana Danielsa było podobnie z tą różnicą, że Ashlyn dostała je od zmarłej siostry bliźniaczki. Spotkałam się z tym jeszcze w Przypadkach Callie i Kaydena i jeszcze w jakiejś książce, której tytułu teraz nie potrafię sobie przypomnieć. Przez Nieznośnie genialną też przewija się ten motyw i mimo że byłam do niego dosyć sceptycznie nastawiona, nie zawiodłam się na nim. Został bardzo dobrze wpleciony fabułę i nie był nic nie wnoszącym do niej dodatkiem tak jak w kilku wyżej wymienionych książkach.

Czasami są takie książki, które obiektywnie nie powinny nam się nie spodobać, ale pomimo tych zalet coś po prostu nie zaskakuje i jest nam ona obojętna. Właśnie taki problem mam z Nieznośnie genialną. Z jednej strony, owszem, podejmuje ona jak na młodzieżówkę trudną tematykę i warto się z nią zaznajomić, bo niewątpliwie wybija się na tle innych pozycji z tego gatunku, ale jednak ja po prostu nie poczułam tego czegoś podczas czytania. Nie mogłabym nie docenić tego, jak bardzo dopracowana jest, lecz nie mogę także nazwać ją ulubioną. Ot, kolejna książka, która trafia do grona przeczytanych. Mam nadzieję, że Wam bardziej przypadnie do gustu.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.

13 listopada 2015

MiniRecenzje #1 - „Dotyk mroku”, „Pora na życie”

Kajam się bardzo - od 30 października na moim blogu świecą pustki i ja sama w sumie od tego czasu nie udzielałam się na blogach. Powód był prosty, potrzebowałam krótkiej przerwy od blogowania. Doszłam do wniosku, że mimo świetnej mojej wcześniejszej aktywności (12 postów w miesiąc, jeej!), dalej rady tak nie dam i teraz recenzje będą pojawiać się raz w tygodniu ;)

Dzisiaj przychodzę z serią mini recenzji o książkach, które miałam w planach już bardzo długo, ale dopiero teraz postanowiłam wcielić ją w życie. Jest tyle książek, które mam w planach do zrecenzowania, ale wiadomo, że nie dam rady napisać o nich wszystkich, a Dotyk mroku i Pora na życie czekają na recenzję już od wakacji ;)
Autor: Dorota Wieczorek
Tytuł: Dotyk mroku
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Piętnastoletni Jacek mieszka w Gdańsku i uczęszcza do ostatniej klasy gimnazjum, ale nie jest zwykłym chłopakiem, za jakiego go biorą. Wtedy gdy jego koledzy z klasy spotykają się, on musi wprawiać się w fach czarodzieja i uczęszczać na lekcje do różnych nauczycieli, którzy mają dosyć swojego nieokrzesanego ucznia. Ale Jacek ma dosyć takiego życia, nie chce zostać czarodziejem ani nie chce widzieć Mroków - stworów ukrytych przed wzrokiem zwykłych ludzi.
Przyznaję się bez bicia - sięgnęłam po tę książkę głównie ze względu na okładkę, która po prostu przyciągnęła mój wzrok, gdy tylko zbliżyłam się do półki. Czy się na niej zawiodłam? Zdecydowanie nie, chociaż mam świadomość, że nie jest to powieść najwyższych lotów. Dotyk mroku czyta się szybko, styl autorki jest lekki, a sama fabuła świetnie przemyślana i dobrze dopracowana. Podobało mi się to, że świat czarodziejów łączył się ze światem ludzi, a w książce nie zabrakło takich stworzeń jak rusałki czy krasnale. Wyczułam nawet lekką inspirację Władcą Pierścieni, ale nie było to minusem. A bohaterowie? Byli niesamowicie barwni i nawet ci drugoplanowi nie zmywali się w jedną masę, tylko byli skrupulatnie wykreowanymi postaciami. Szczególnie polubiłam pioruna kulistego o imieniu Robert.
Nie ukrywam, że Dotyk mroku to książka skierowana przede wszystkim do młodszych czytelników, jednak mi się naprawdę spodobała. Była lekką i niewymagającą lekturą, a ja akurat miałam ochotę przeczytać coś takiego.



Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: Pora na życie
Liczba stron: 424
Wydawnictwo: Świat Książki



Główną bohaterką książki jest Lucy, a jej największym problemem jest to, że kłamie. Stała się ona mistrzynią w wymyślaniu historyjek, aby uciec wcześniej z imprezy, ukryć przed rodzicami fakt, że została wylana z pracy, czy wywinąć się z innych zadań. Wstydząc się tego na jakie tory weszło jej życie, Lucy ucieka się do wynajęcia mikroskopijnego mieszkania i nawet nie próbuje nawiązać kontaktu ze sąsiadami, za przyjaciela mając kota. Zaniepokojona tym faktem rodzina, postanawia umówić ją na spotkanie z Życiem.
Oceniając sam pomysł na fabułę i kreację bohaterów, muszę przyznać, że wypadło to całkiem dobrze. Kto by pomyślał, że można spotkać się z własnym Życiem? Na przykładzie Lucy widzimy, jak poważne jest w skutkach oszukiwanie i jakie skutki za sobą to niesie. Lucy to smutna postać, uwięziona przez to, co zmyśliła i uparcie udająca, że wszystko jest w porządku. Mimo że czasami irytowały mnie jej decyzje, to do samego kibicowałam jej, żeby w końcu ułożyła sobie życie i wybrnęła z tego bagna. Mimo że opowiadana historia naprawdę przypadła mi do gustu, a bohaterowi byli naprawdę bardzo barwni - od matki opiekującej się dzieckiem, którego nie ma, po samo Życie - to jednak tę książkę męczyłam. I to dosyć długo. Nie mam pojęcia, czego to była wina, ale czytałam maksymalnie dwa rozdziały i odkładałam ją na jakiś czas. Momentami mnie nieźle nudziła i już myślałam, że nie dotrwam do końca. 
Mimo tej wady Pora na życie to naprawdę dobra książka ze świetnym humorem. Oto powieść o tym, jak radzić sobie z samym sobą, okraszona ironią i humorem, która niewątpliwie skłania do refleksji. Naprawdę polecam.




Tak w ogóle to planuję zorganizować Book Tour (znając mnie, wyrobię się pewnie z tym dopiero w styczniu, ale cii) i mam dylemat, którą książkę wybrać - Ostatni Smokobójca czy Malfetto. Mroczne piętno?

30 października 2015

[PRZEDPREMIEROWO] „Ember in the Ashes. Imperium ognia” Sabaa Tahir

Autor: Sabaa Tahir
Tytuł: Ember in the Ashes. Imperium ognia
Liczba stron: 510
Wydawnictwo: Akurat
Premiera: 4 listopada 2015


"Nie muszę wierzyć w siły nadprzyrodzone, kiedy są gorsze rzeczy, które można spotkać nocą."

Ember in the Ashes to literacki fenomen, który zagościł na stronach największych amerykańskich gazet. Porównywalny do Igrzysk śmierci, Harry'ego Pottera i Gry o tron, zyskał rzeszę fanów oraz bił rekordy popularności wśród użytkowników Amazona i Goodreads, którzy chętnie wystawiali wysokie noty tej książce. Powieść Saby Tahir została gorąco przyjęta przez czytelników na całym świecie, aż w końcu doczekała się polskiej premiery. Już czwartego listopada pojawi się w księgarniach i gwarantuję Wam, że nie będziecie żałować tego zakupu.

Laia jest Scholarką i należy do najniższej kasty, ciągle prześladowanej przez władze Imperium. Pewnej nocy na dom jej dziadków napadają Wojanie, zabijają ich, a jej starszego brata wtrącają do więzienia za szpiegowanie Imperium. Na szczęście Lai udaje się cudem uciec i odnajduje ruch oporu, z którym zawiera umowę. W zamian za uwolnienie Darina dziewczyna jako niewolnica ma szpiegować Komendantkę zarządzającą Akademią, w której szkolą się bezwzględni żołnierze Imperium - Maski. Laia trafia prosto w sidła zła, a jej losy niespodziewanie łączą się z jedną z Masek, synem komendantki, Eliasem.

"Życie składa się z wielu momentów, które nic nie znaczą. A potem któregoś dnia nadchodzi chwila, która wpływa na wszystkie dalsze wydarzenia."

Laia już jako mała dziewczynka znała ból straty bliskich osób. Zmagała się ze śmiercią rodziców i starszej siostry - Porucznika, Lwicy i Lwiczki, legendarnych przywódców ruchu oporu, którzy zostali zdradzeni przez kogoś ze swoich i straceni - by później patrzeć, jak umierają jej dziadkowie oraz zabierają jej brata. Ciągle zmaga się z poczuciem winy. Uważa się za tchórza, który wolał uciekać niż pomóc Darinowi, gdy tego potrzebował. Chociaż Lai rzeczywiście brakuje odwagi i nie przypomina swojej bohaterskiej matki, to jednak robi wszystko co w jej mocy, by wyciągnąć brata z więzienia. 

Elias dorastał w zupełnie innych warunkach niż Scholarka. Pierwsze beztroskie lata spędził na pustyni z Plemieńcami, a później jako mały chłopiec został zabrany do Czarnego Klifu, gdzie w Akademii miał odbyć długoletnie szkolenie i stać się jedną z Masek. Jest jednym z najlepszych studentów, ale nie chce stać się jednym z bezwzględnych egzekutorów. Imperium nienawidzi niemniej niż Laia i pragnie jedynie dezerterować, by w końcu być wolnym ciałem i duszą, których nie zamierza oddawać.

"Dopóki nie pokonasz lęku, martwi pozostaną z tobą."

Autorka bardzo lubiła się znęcać nad bohaterami i na każdym kroku rzucała im kłody pod nogi. To surowe traktowanie sprawiło, że Laia i Elias musieli pokonać naprawdę długą drogę, by odnaleźć to, czego potrzebują. Byli zmuszeni do pogodzenia się z przeszłością oraz z wszystkimi lękami i obawami, jakie się w nich zagnieździły. Wiecie, wątek romantyczny, który pojawia się w pewnym momencie, jest tak genialny i subtelny, że cały mój strach przed tym, że zepsuje to całą książkę, rozwiał się w kilku sekundach. Autorka mruga znacząco w stronę czytelnika, ale nie rozwija tego tematu oprócz dania tej małej iskierki nadziei.

Świat przedstawiony zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Jest pełen niesprawiedliwości i okrucieństwa, a rządy Wojan są ciężkie i niemożliwym jest przeciwstawienie się im. Jednak wśród tego bólu i nienawiści jest też nadzieja Scholarów, jest chęć walki o wyzwolenie. Mimo niedoli i ciągłego strachu potrafią oni wciąż świętować i radować się. I to jest właśnie to, co zrobiło na mnie największe wrażenie, bowiem dzięki temu ta książka jest żywa. Ponadto sama fabuła jest nieprzewidywalna i zaskakująca na każdym kroku, nie wspominając już o tym, ile wysiłku trzeba było włożyć w stworzenie czegoś tak bardzo dobrego.


"Są dwa rodzaje przewinień. Te, które ciągną cię na dno i czynią bezużytecznym, oraz te, które pobudzają do działania."

Jestem pełna uznania dla Saby Tahir, która w książce, osnutej niesamowitą i pełnowymiarową fantastyką, zdołała poruszyć tak wiele ważnych rzeczy. Ma ona wielki talent do prowokowania czytelnika do myślenia i bawienia się jego uczuciami. Lektura tej książki wręcz zmusza do wyciągania wniosków i refleksji nad takimi wartościami jak miłość, poświęcenie, honor i walka o wolność. To nie kolejna płytka fantastyka młodzieżowa, tylko naprawdę mądra powieść. 

Imperium ognia to książka, która podbija serca miliona czytelników na całym świecie. Moje też podbiła precyzyjną kreacją bohaterów, nietuzinkową fabułą i momentami, które zmuszały mnie do głębszego zastanowienia się. Magia i miłość wiszą w powietrzu, a mroczny klimat atakuje swoją brutalnością i tajemniczością. Po prostu przeczytajcie.

Ember in the Ashes. Imperium ognia | ?

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Pani Marcie z Business&Culture oraz Wydawnictwu Akurat.

Wyzwania:
Kocioł wiedźmy
Czytam fantastykę

27 października 2015

„Malfetto. Mroczne piętno” Marie Lu

Autor:  Marie Lu
Tytuł: Malfetto. Mroczne piętno
Liczba stron: 380
Wydawnictwo: Zielona Sowa

"Nie ma sensu wierzyć w to, co się widzi, jeśli widzi się tylko to, w co się wierzy."

Marie Lu jest autorką bestsellerowej serii Legenda. Po skończeniu Uniwersytetu Kalifornijskiego wpadła w wir branży gier wideo. Obecnie jest pisarzem na pełen etat i spędza swój czas na czytaniu, rysowaniu, graniu w Assasain's Creed oraz czekaniu w korkach ulicznych. Mieszka w Los Angeles z jednym mężem, jednym chichuaua mix i dwoma Pembroke Welsch corgi.

Przez Kenettrę przeszła okropna zaraza, która zaatakowała dzieci i dorosłych. Większość z nich niestety zmarła, jednak niektórym udało się przeżyć ze straszliwymi skutkami, bowiem zostali oni naznaczeni. Ci, którzy ocaleli z epidemii, wyróżniali się spośród tłumu widocznymi bliznami czy też nienaturalnym kolorem włosów czy oczu. Nazwano ich malfetto i często byli skazani na gorsze życie, gdyż już samo bycie odmieńcem oznaczało niszczenie dobrego imienia domu. Plotki głosiły, że u niektórych malfetto po wyzdrowieniu wykształciły się tajemnicze i potężne dary, więc zaczęto ich poszukiwania oraz nazywano ich Mroczne Piętna.

Adelina Amouteru jest jedną z osób, które przeżyły zarazę, ale i na niej pozostawiła ona swoje piętno - ma srebrne włosy, a w miejscu lewego oka bliznę. Wraz z nią zachorowała także matka i siostra, ale ta pierwsza niestety zmarła, a drugiej udało się wyjść z tego bez żadnych widocznych zmian. To właśnie dlatego Violetta jest tą bardziej uwielbianą córką, a Adelinę ojciec spycha na sam margines, aż któregoś dnia dziewczyna postanawia w końcu uciec od niego.
"Nikt tak naprawdę nie chce, byś była sobą. Chcą, byś była taka, jaka im się podobasz."

Malfetto. Mroczne piętno to nie kolejna książka o bohaterze, który walczy z czarnym bohaterem o to, by uratować świat. To nie kolejna książka, w której jest podział na pozytywne i negatywne postaci. To nie kolejna książka, w którym dobro zwycięża, a zło przegrywa. To książka o antybohaterze, którego spowija mrok i który za swój główny priorytet ustanawia chęć zemsty.

Adelina to postać, którą dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy bardzo dokładnie. Autorka nie bawi się w powolne odsłanianie kart i od razu obnaża przed nami duszę głównej bohaterki, a jest ona naprawdę mroczna. To nie cicha i słaba dziewczyna, która dopiero kształtuje swój charakter i dopiero później przeobrazi się w kogoś odważniejszego i bardziej pewnego siebie. Adelina już taka jest, a przejście przez zarazę, śmierć matki i wychowywanie przez zaślepionego pieniędzmi ojca wprowadziło gniew i furię do jej serca. To naprawdę dobrze i skrupulatnie wykreowana postać.

"Teraz moja kolej, by wykorzystywać. Teraz moja kolej, by ranić."
Ale historię poznajemy nie tylko oczami Adeliny, ale narrator przybliża nam także postaci Terena Santoro i Enza Valenciano. Ten pierwszy stoi na czele Osi Inkwizycji i zajmuje się tropieniem wszystkich malfetto. Wierzy w to, że trzeba ich zniszczyć, zanim opanują państwo. Zaś Enzo dowodzi Bractwem Sztyletu - organizacją, która odszukuje malfetto przed Osią Inkwizycji. Terena polubiłam od razu, chociaż jest czarnym charakterem. Jego historia była bardzo ciekawie napisana i znacznie bardziej trafiła do mnie niż historia Enza chociaż go także polubiłam. Wszystkie postaci był tak świetne stworzone, że wręcz nie można nie docenić tego, ile pracy musiała w to włożyć Marie Lu.

Wielokrotnie w recenzjach spotkałam się, że stwierdzeniem, że akcja książki została osadzona we Włoszech. Nieco mnie to zdziwiło, ponieważ świat książki odbierałam jako wymysł fantazji autorki, a napis z okładki (Fantastyczna wizja renesansowych Włoch) jako typowy chwyt marketingowy. Niemniej Marie Lu stworzyła mroczną i klimatyczną powieść, a umiejscowienie jej w danym okresie czasu dodało jej więcej tajemniczości.

W pewnym momencie w książce wykształca się wątek romantyczny, ale, ku ucieszy pewnie wszystkich, którzy nie lubią romansów, zostaje on brutalnie zakończony. Nie chcę spoilerować, ale muszę napisać, że to po prostu było genialne. Sposób, w jaki książka zostaje zakończona, po prostu nie daje możliwości nie sięgnięcia po kontynuację, na którą w tym momencie niecierpliwie czekam. Warto nadmienić, że akcja jest równomierna. Ani nie nudzi, ani nie ma jej za dużo. Za to książka przez cały czas pozostaje niezmiernie ciekawa, nawet gdy akcja jest wolniejsza. Muszę napisać, że nie porównuję tej powieści z inna trylogią autorki - Legenda, której pierwszy tom odstawiłam gdzieś w połowie, gdyż po prostu mi się nie spodobał.

"Chęć zadawania krzywdy, siania zniszczenia i szukania pomsty jest o wiele potężniejsza od tęsknoty za miłością czy chęci niesienia pomocy."

Wiem, że być może moja recenzja jest nieco chaotyczna i niezrozumiała, ale ta książka jest po prostu NIESAMOWITA! Gdy po nią sięgałam, nie spodziewałam się, że przypadnie mi do gustu po kilku negatywnych opiniach, ale tak się nie stało i dałam się wciągnąć w tą powieść. Bo Mroczne piętno to książka zupełnie inna od typowych młodzieżowych książek fantastycznych - w końcu łamie schemat dobrego głównego bohatera. Po prostu musicie ją przeczytać!

Wyzwania:
Kocioł Wiedźmy
Czytam fantastykę

25 października 2015

Randka w ciemno BOOK TAG


Witajcie! Dzisiaj zabieram Was na randkę z książkami! Autorką tego TAGu jest Suomi i to od niej pozwoliłam skopiować sobie zasady ;).

"Muszę wybrać sześć książek i opisać je w dokładnie trzech słowach. Po kliknięciu na nie zostaniecie odesłani do profilu książki na portalu lubimy czytać, dzięki czemu będziecie mogli zweryfikować, a potem podzielić się ze mną, ile z nich udało się wam odgadnąć. "



I jak poszło? Podzielcie się wynikami!

23 października 2015

"To przez ciebie!" Mhairi McFarlane

Autor: Mhairi McFarlane
Tytuł: To przez ciebie!
Liczba stron: 464
Wydawnictwo: HarperCollins Polska



Trzydziestotrzyletnia Delia wiedzie spokojne życie u boku swojego chłopaka. Razem z Paulem są już parą dziesięć lat, wspólnie mieszkają i mają własnego psa, ale Delia chce czegoś więcej. W ich rocznicę robi szaloną rzecz i oświadcza się Paulowi, który nie reaguje z takim entuzjazmem, jakiego się spodziewała. Jest wręcz oszołomiony, a dopiero później wychodzi na jaw to, że od trzech miesięcy ma romans z inną. W tym momencie do tej pory stabilne i uporządkowane życie Delii legnie w gruzach, a ją samą czeka jeszcze wiele wzlotów i upadków.

"Zawsze możesz wybrać, czy chcesz być nieszczęśliwa, czy nie. Nawet wtedy, kiedy życie cię skopie."

Delia to przebojowa trzydziestolatka. Jest znana z oryginalnego stylu ubierania, lubi eksperymentować w kuchni, amatorsko zajmuje się dekoracją wnętrz i rysuje komiks. Można powiedzieć, że to kobieta skazana na sukces, ale dla Delii pole zawodowe nie jest aż tak ważne jak szczęście rodzinne. Po rozstaniu z Paulem musiała znacznie zmienić swoje życie. Wcześniej wszystko, co robiła było nastawione na jej chłopaka, podporządkowywała się mu. Rozłąka z chłopakiem sprawiła, że zaczęła bardziej myśleć o sobie o tym, czego tak naprawdę chce. Wydaje się, że Delia jest postacią, która od razu zjednuje sobie sympatię czytelnika? Niekoniecznie. Przynajmniej ja do końca nie wiem, co mam o niej sądzić. Czasami jej zachowanie mnie irytowało i w ogóle nie mogłam zrozumieć jej postępowania. Za to zdecydowanie polubiłam większość bohaterów drugoplanowych. Są oni tak barwni i wyraziści, że od razu zapadają w pamięć.

"Dlaczego ludzi nigdy nie da się jednoznacznie zaklasyfikować - zły albo dobry?"

To przez ciebie! to głównie powieść obyczajowa. Autorka postawiła na przedstawieniu historii zdradzonej kobiety w sposób żartobliwy i z przymrużeniem oka. Zdrada i wątek miłosny w tej książce są ważne, ale znacznie ciekawszą jej częścią są przygody głównej bohaterki, bo fabuła i wątki są naprawdę rozbudowane. Śledzimy naprawdę masę wydarzeń, przez które Delia musi przejść i jeszcze wytrwać. To przez ciebie! nie jest kolejną odkrywczą powieścią, nie porusza serca i nie wyciska łez z oczu, jest dobrą rozrywką i cieszę się, że pani McFarlane właśnie na to przede wszystkim postawiła.

Po przeczytaniu tej książki wiem już, że raczej nie będę zaliczać się do fanów brytyjskiego humoru. Owszem, było wiele śmiesznych momentów, przy których nieraz parsknęłam śmiechem, jednak nie wybuchałam głośnym śmiechem, jak to było obiecane na okładce. Nie zaliczam tego jako jakiś wielki minus, bo wiadomo, że każdy ma inne poczucie humoru, a już sam brytyjski humor jest bardzo specyficzny i ciężko jest go zrozumieć. Podobały mi się za to rysunki komiksu, który rysowała Delia. Strasznie lubię różne obrazki w książkach, którymi można nacieszyć oko i które są ciekawym urozmaiceniem, więc to jak najbardziej jest na wielki plus. Szkoda tylko, że nie było ich więcej.

"(...) jeśli coś samo wchodzi ci w ręce, równie łatwo może się ulotnić."

To przez ciebie! to świetna i nietuzinkowa powieść obyczajowa z domieszką romansu. W zabawny sposób opowiada o perypetiach Delii, zdradzonej kobiety, poszukującej szczęścia w Londynie. Idealna do czytania w jesienne wieczory, kiedy za oknem ciemno i zimno. Szczerze polecam!

Za możliwość zrecenzowania i przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.

Recenzja opublikowana na:
empik.com
matras.pl
lubimyczytac.pl

19 października 2015

„Wypowiedz jej imię” James Dawson

Autor: James Dawson
Tytuł: Wypowiedz jej imię
Liczba stron: 270
Wydawnictwo: YA!


"Bobbie przyszło do głowy, że może tak właśnie powinno się mierzyć faktyczną długość czyjegoś życia – do momentu śmierci ostatniej pamiętającej cię osoby; dopóki ludzie nie przestaną składać kwiatów na twoim grobie."

James Dawson jest autorem poczytnych thrillerów dla młodzieży. Wychował się w West Yorkshire w Wielkiej Brytanii, tam też udzielał się na łamach lokalnej gazety, uczył w szkole i pisywał dla babci fabuły zmyślonych odcinków Doctora Who. W 2011 r. przeniósł się do Londynu i zajął pisarstwem. W wolnych chwilach ogląda horrory i słucha muzyki pop. Za powieść Wypowiedz jej imię otrzymał nagrodę Queen of Teen przyznawaną autorom literatury młodzieżowej.


Kto nie słyszał nigdy o Krwawej Mary? To motyw już tyle razy przerobiony w popkulturze, że chyba niemożliwym byłoby nigdy się na niego nie natrafić. Ale czy jest ktoś na tyle odważny, by podjąć wyzwanie i spróbować stanąć twarzą w twarz z Krwawą Mary? Po prostu zgaś światło, postaw świecę i zapal ją. Stań naprzeciwko lustra i,  patrząc w nie, powiedz powoli "Krwawa Mary, Krwawa Mary, Krwawa Mary". I zobacz, co się dzieje...

Bobbie jest uczennicą elitarnej szkoły dla bogatych dziewcząt. W Piper's Hall szczególny nacisk kładzie się na dobre wychowanie i dyscyplinę, a przyprowadzanie chłopaków jest surowo zabronione, dlatego każda okazja do spotkania z nimi jest dobra. Dziewczyny w noc halloween urządzają sobie z nimi noc opowiadania strasznych historii, a wśród nich jest Bobbie, która w ogóle nie przyszłaby na to, gdyby nie jej przyjaciółka Naya. Nagle dziewczyny wraz z Cainem wplątują się się w głupią zabawę, polegającą na wypowiedzeniu przed lustrem imienia Krwawej Mary. Nie spodziewają się, że wkrótce zniknie ich koleżanka, a sami będą mieć pięć dni na rozwiązanie zagadki, bo w przeciwnym razie podzielą jej los.

"Najpierw przetrwanie, potem całowanie."

Zacznijmy od tego, że mi z horrorami nie jest po drodze. Nie oglądam filmów ani nie czytam książek z tego gatunku, a Wypowiedz jej imię po prostu kupiłam w ciemno. Trochę się bałam się po nią sięgnąć i już zaczęłam żałować swojego zakupu, kiedy któregoś wieczoru coś mnie tchnęło, żeby się za nią zabrać. I po prostu przepadłam! Na kilka dobrych godzin przeniosłam się do tajemniczej szkoły Piper's Hall, która chyba nie mogła być lepszym tłem dla wydarzeń, i z zapartym tchem śledziłam losy Bobbie, Nai i Caine'a. Książka wciągnęła mnie od pierwszych stron, a autor do samego końca utrzymywał upiorne napięcie.

Bobbie to postać, której nie da się nie lubić. Jest tak bardzo przesympatyczna, realna i co najważniejsze - nie próbuje na siłę stać się główną heroiną oraz nie poświęca się ciągle na prawo i lewo, co ostatnio jest popularne wśród bohaterek książek młodzieżowych. Bobbie po prostu wie, że samej nie uda jej się niczego zrobić i korzysta z pomocy swoich przyjaciół. Nawiasem mówiąc, Naya i Caine też zdobyli moją sympatię. Naya to nieco szalona, ale dobra przyjaciółka, a Caine w końcu nie jest typowym bad boy'em. Z tego też powody wątek romantyczny ani trochę mi nie przeszkadzał i był całkiem ciekawym dodatkiem do reszty.

Największą zaletą tej książki jest fabuła i jej tajemniczość. Razem z Bobbie podróżujemy śladem Krwawej Mary, przemierzamy szpital psychiatryczny czy wędrujemy nocami po mrocznych korytarzach Piper's Hall. Książkę czytałam z zapartym tchem, a dobrze budowane napięcie spowodowało, że nie mogłam się od niej oderwać, a zakończenie wywołało u mnie ciarki na plecach. Uwielbiam historię, jaką wymyślił autor, i to że potrafiła dostarczyć dreszczyku emocji. A o Krwawej Mary z chęcią poczytałabym coś więcej, bo autor wywołał u mnie wielkie zaintrygowanie tym tematem.

"Jeśli miała być całkowicie szczera, to w tym tygodniu po raz pierwszy poczuła, że naprawdę żyje. Zrozumiała, że jej starania mające na celu wmieszanie się w tłum i bycie niezauważaną sprawiały, iż wiodła bezbarwną egzystencję, której monotonię rekompensowała jej jedynie fikcja literacka. Była fikcyjną dziewczyną."

Wypowiedz jej imię to naprawdę dobry horror dla młodzieży z wciągającą fabułą i niesamowitym klimatem. Zdecydowanie nie żałuję zakupu tej książki i gorąco polecam, chociaż mam świadomość, że bardziej wymagającym czytelnikom może nie przypaść do gustu, Ja z horrorami wcześniej nie miałam za wiele do czynienia i dlatego nie mogę stwierdzić, jak się prezentuje na tle innych książek z tego gatunku.

Wyzwania:
Kocioł wiedźmy
Czytam fantastykę

18 października 2015

Sznurki #2


Hej! Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną porcją linków, które miały się pojawić wczoraj, co oczywiście zawaliłam, bo ja nigdy nie mogę się wyrobić z niczym we właściwym terminie XD

16 października 2015

„Dotyk” Jus Accardo

Jus Accardo pisze paranormalne romanse dla młodzieży, a także powieści z gatunku urban fantasy. Urodzona w Nowym Jorku mieszka z dala od miasta z mężem, trzema psami, a czasami także z zaprzyjaźnionym niedźwiedziem Oswaldem. Kiedy nie pisze, pracuje jako wolontariuszka w pobliskim schronisku dla zwierząt albo oddaje się pasji kulinarnej.

Deznee Cross to rozpuszczona nastolatka, która w okolicy jest dosyć znana ze swoich szalonych wyczynów. Dez nie pamięta matki. Jest wychowywana tylko przez wiecznie zapracowanego ojca, nie mającego dla córki wiele czasu, przez co dziewczyna lubi go denerwować na różne sposoby. Więc gdy niespodziewanie spotyka Kale'a, tajemniczego chłopaka, którego ścigali dziwni faceci, postanawia sprowadzić go do domu, by jeszcze bardziej wkurzyć ojca. Jednak Kale w jej obecności zachowuje się podejrzanie, a Dez nabiera coraz większych wątpliwości. Wtedy wraca jej ojciec i chłopak zupełnie traci panowanie nad sobą...

"On nie tylko patrzył, on widział. Jak nikt nigdy. To działało jak narkotyk. Potrzebowałam więcej i więcej. To mnie trochę przerażało. Kale dawał mi coś, czego nigdy nie miałam dosyć. Dawał mi nirwanę."

Na początku chciałam zaznaczyć, że książkę przeczytałam i zrecenzowałam w ramach Book Tour'u organizowanego przez KittyAillę. Stąd też wyjątkowo w poście pojawia się zdjęcie książki zrobione przeze mnie ;) Muszę przyznać, że fabuła Dotyku niezwykle mnie zaintrygowała. Wiem, że motyw osoby, która za pomocą dotyku zabija był już wykorzystany w literaturze (chociaż Dotyk Julii nie spodobał mi się za bardzo i połowy nie pamiętam, więc nie mam porównania), ale mimo to byłam szalenie ciekawa tej książki. Podświadomie czułam, że czeka mnie dobra fantastyka z elementami sensacji i odrobiną romansu.

Szczerze polubiłam postać Kale'a. To chłopak, który od urodzenia przebywał w Denazen, organizacji wykorzystującej ludzi o specjalnych umiejętnościach jako broń. Żył w zamknięciu i tylko w czasie misji mógł opuszczać swoją "klatkę". Nie jest obeznany z nowinkami technicznymi, nie zna popularnych filmów ani też po prostu nie wie, jak to jest być wolnym człowiekiem i dopiero uczy się świata. Niejednokrotnie rozmieszało mnie to, co powiedział, szczególnie że wynikało to z jego niewiedzy. Polubiłam także kuzyna Dez, który był taką mega pozytywną postacią, oraz, o dziwo, Alexa, chociaż był takim zapatrzonym w siebie bucem. Za to Deznee po prostu idealnie sprawdziła się w roli rozpuszczonej nastolatki i totalnie nie mogłam ścierpieć tej bohaterki. Nie mogę podejść jej kreacji obiektywnie i nie widzę w niej żadnych zalet. Zachowywała się jak Mary Sue i jedno z wydarzeń w książce po prostu utwierdziło mnie w tej opinii.

Dotyk to książka obfitująca w pędzącą akcję i masę wydarzeń. Z jednej strony było to wielką zaletą, bo czytało się ją niesamowicie szybko, mi samej zajęło to niecałe dwa dni, ale z drugiej - czasami miałam wrażenie, że wszystko działo się zbyt szybko, potrzebowałam chwili wytchnienia. Sam styl autorki jest taki, jak lubię, czyli prosty i lekki, więc tym bardziej tej książki nie da się nie przeczytać w ekspresowym tempie. Zaś zakończenie pozostawia nutkę niedosytu, aż chce się przeczytać kolejny tom.

"Patrzenie jego oczami stanowiło dla mnie pouczające doświadczenie. Pierwszy zachód słońca, pierwsze lody czekoladowo-miętowe, pierwsze wyjście do kina. Za każdym razem czułam nowy przypływ życia. Proste rzeczy, które traktujemy jako oczywiste, dla niego są nowe i ekscytujące. I dzięki temu również mnie się takie wydają"

Podsumowując, Dotyk to lekki paranormal romance z dobrą fabułą i galopującą akcją. To idealna książka nawet dla tych, którzy nie przepadają za typową fantastyką. Zapewnia świetną rozrywkę na kilka godzin, wręcz nie można oderwać się od stron.

Wyzwania:
Kocioł wiedźmy
Czytam fantastykę

14 października 2015

„Wściekły” Katarzyna Kebernik

Autor: Katarzyna Kebernik
Tytuł: Wściekły
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Akurat


Katarzyna Kebernik jest studentką filologii polskiej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pochodzi z okolic Jarocina. Jeszcze jako nastolatka wygrała wiele konkursów literackich, jej wiersze i opowiadania drukowano m.in w magazynie "Cogito" i "Stanie krytycznym". Wściekły to jej debiutancka powieść. Napisała ją w liceum i na długo schowała do szuflady, nim zdecydowała się poszukać wydawcy. Interesuje się historią, kinem, piłką nożną i astronomią. Ma psa ze schroniska i głowę pełną marzeń o dalekich podróżach. W wolnych chwilach rysuje, ogląda Nat Geo Wild, gra w szachy i Heroses III, a ostatnio próbuje nauczyć się francuskiego. Chciałaby, aby jej czytelnicy mieli z jej książki tyle przyjemności, ile ona miała z jej pisana.

Konstanty to siedemnastolatek, który ciągle chodzi do gimnazjum, bierze udział w ustawkach po meczach piłki nożnej i trenuje sztuki walki. Z powodu bójek i licznych pobić swoich kolegów z klasy był zmuszany do częstych zmian szkoły. Kostek, bo takie ma przezwisko, sprawia wrażenie bardzo agresywnego chłopaka, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Za to mało kto wie, że ten chłopak skrywa w sobie wielką wrażliwość i posiada świetny słuch muzyczny. Obsesyjnie próbuje on stworzyć najdoskonalszą muzykę na świecie, której nikt inny nie potrafiłby ulepszyć.

"Odmieniec, który wstydzi się swojej inności staje się pośmiewiskiem. Ludzie wyczuwają takich z kilometra i niemiłosiernie się nad nimi pastwią. Ale odmieniec, który jest dumny ze swej inności – takiego ludzie się boją. Nie potrafią go rozgryźć, więc schodzą mu z drogi."

Minęło już kilka tygodni, od kiedy przeczytałam tę książkę i ciągle mam mętlik w głowie, przez co ta recenzja pojawia się tak późno. Po prostu po okładce (tak w ogóle to niezwykle okropnej) i opisie spodziewałam się czegoś w rodzaju New Adult. Myślałam, że będzie to po prostu  książka o bad boy'u i utalentowanej muzycznie dziewczynie, których połączy miłość do muzyki. Tak bardzo oklepanie to brzmi, ale wtedy miałam ochotę na taką książkę, więc nie myślałam za wiele i wzięłam ją do recenzji. Prawda jest taka, że w Wściekłym samego romansu jest jak na lekarstwo.

Bo oto ta książka to taki misz-masz fantastyki i obyczajówki, że aż czasem ciężko połapać się, o co w tym wszystkim chodzi. Wydawać się by mogło, że wyobraźnia autorki jest wręcz nieograniczona. Niestety ja tylko poległam na próbie ogarnięcia stworzonego przez nią świata, gdzie podświadomość przeplata się z jawą i nie wiadomo, co w końcu jest rzeczywistością a co snem. Bohaterowie byli w porządku, ale jakoś nie przywiązałam się do żadnego z nich. Kostek był postacią pełną kontrastów i nawet nie zdążyłam wyrobić sobie o nim jako takiego zdania.

"W momencie, kiedy człowiek używa wyobraźni i własnej myśli, aby stworzyć swój jedyny, niepowtarzalny, mniej lub bardziej udany wiersz, obraz, piosenkę, to gdzieś tam daleko, poza obszarem jego wszechświata i bez jego wiedzy materializuje się nowy świat. To myśl jest niematerialną sprawczą siłą, odpowiedzialną za powstawanie światów!"

Styl autorki jakoś nie przypadł mi do gustu. Momentami stylizowany na gwarę młodzieżową, taką bardzo przerysowaną, wydawał mi się ciężki i toporny. Miałam trudności z przebrnięciem przez niektóre rozdziały, które po prostu były za długie. Problemem było to, że opisy były wpychane tam, gdzie akcja powinna przyśpieszyć i to spowolniało moje czytanie. Poza tym zauważyłam, że autorka miała problem z określeniem, jakiej płci była Śmierć. W wypowiadanych przez siebie kwestiach raz używała końcówek rodzaju męskiego, a raz - żeńskiego. Narrator też chyba coś mieszał w tej sprawie.

Podsumowując, gdyby nie to, że nastawiłam się na zupełnie inny gatunek, podeszłabym do tej książki zupełnie inaczej. Żałuję, że tak wyszło, bo po przeczytaniu Wściekłego czuję tylko zawód.

Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki dziękuję Pani Annie z Business&Culture oraz Wydawnictwu Akurat.

Wyzwania:
Kocioł Wiedźmy
Czytam fantastykę

8 października 2015

Kitty Book TAG


Ogólnie to dzisiaj miała pojawić się recenzja, ale się nie wyrobiłam, a każdy pretekst jest dobry do wykonania TAGu, więc zapraszam!

Manx, czyli książka, której czegoś brakowało

Zdecydowanie będą to Papierowe miasta Greena. Książka teoretycznie była dobra, ale po prostu zabrakło tego czegoś, żeby mnie jakoś poruszyła lub chociaż bardziej zaciekawiła. 









Munchkin, czyli książka, którą przeczytałam w najkrótszym czasie 

Przeczytanie Wypowiedz jej imię zajęło mi jeden wieczór. Wprost nie mogłam oderwać się od stron tej książki. I to obiecywanie jeszcze tylko jeden rozdział w ogóle nie sprawdziło się w moim przypadku.
Tak, wiem, coś długo nie mogę zabrać się za recenzję tej książki








Khaoo Manee, czyli książka z więcej niż jednym głównym bohaterem

W Endgame. Wezwanie roiło się od głównych bohaterów. Oprócz tej książki pasuje to jeszcze idealnie Gra o tron.










Syjam, czyli książka, która za mną chodzi (którą chciałabym bardzo mieć)

Tych książek jest na pewno więcej niż tylko jedna, dlatego losowo trafiłam na Parabellum. Prędkość ucieczki Remigiusza Mroza, które widnieje na mojej liście książek, które muszę mieć ;D







Ragdoll, czyli książka królewska (mająca swe miejsce na dworze królewskim, albo taka, w której jest dużo styczności z rodami królewskimi)

Nie, będę za bardzo monotematyczna, jeśli wstawię tu Grę o tron...

Rywalki to taka "królewska książka". America wraz z innymi dziewczynami ubiega się rolę żony księcia (strasznie dziwnie to brzmi), a akcja książki przez większą część czasu właśnie dzieje się na dworze królewskim.





Dachowiec, czyli książka, którą uwielbiasz, ale nie jest zbyt znana

Zapałka na zakręcie z pewnością nie jest książką popularną, ale mam do niej wielki sentyment i naprawdę zakochałam się w historii Mady i Marcina. Muszę w końcu kiedyś dorwać kontynuacje!

5 października 2015

„Cyrk nocy” Erin Morgenstern

Autor: Erin Morgenstern
Tytuł: Cyrk nocy
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Świat Książki


Le Cirque des Reves jest owiany wielką tajemnicą. Pojawia się znikąd, a jego przybycia nie zwiastują żadne zapowiedzi, nie ma plakatów na słupach ani reklam w gazetach. Po prostu nagle na polach wznoszą się namioty w czarno-białe paski, zamknięte za ogrodzeniem z kutego żelaza, a wszyscy w mieście nagle zaczynają gadać i żyć plotką wizycie tego niesamowitego cyrku. O zmierzchu bramy zostają otwarte i można już do niego wejść... Mało kto wie o tym, że cyrk ten jest areną dla pojedynku dwóch iluzjonistów. Celia Bowen i Mark Alisdair przez lata byli trenowani przez swoich mentorów, nie mając żadnego pojęcia o swoim rywalu czy też nie znając reguł tego pojedynku, który mieli stoczyć. Nikt jednak nie spodziewał, że między tą dwójką zrodzi się uczucie, będące przeszkodą dla dalszej walki. Wtedy ich mistrzowie, którzy dotychczas prowadzili raczej rolę obserwatorów, postanawiają zainterweniować.

Zacznijmy od tego, że głównym impulsem do zaopatrzenia się w tę książkę była jej okładka. Po prostu mnie oczarowała. Lubię taki minimalizm, a połączenie czerni, bieli i czerwieni totalnie mnie kupiło. Koniecznie musiałam ją mieć, a jej tania cena tylko bardziej do tego zachęcała. Muszę powiedzieć, że na żywo wygląda ona jeszcze lepiej. Niektóre elementy są wytłoczone i śliskie, wnętrze okładki pokrywają czarno-białe paski i nawet numeracja stron jest ozdobiona. Jedyną wadą jest to, że strasznie się brudzi i pozostają na niej wszystkie odciski.

Książka jest podzielona na pięć części, z czego każdą z nich poprzedzają fragmenty bezpośrednio skierowane do czytelnika. Podobało mi się to, że te fragmenty były taką wycieczką po Le Cirque des Reves, a tytuł każdego z nich nawiązywał, do odwiedzanego miejsca. Jedyne co raziło w oczy, to niewyjustowany tekst. Zaś rozdziały to jedno wielkie poplątanie z pomieszaniem. Akcja sobie ciągle przeskakuje z jednego bohatera do drugiego lub naprzemiennie cofa i wyskakuje do przodu. W połowie książki dałam sobie spokój i w ogóle przestałam zwracać uwagę na te daty przy rozdziałach, bo i tak wychodził z tego niezły galimatias. Przykładowo otworzyłam książkę na jakimś rozdziale i widnieje tam data czerwiec 1901, w następnym jest 30 październik 1902, a w trzecim - 30 października 1901. I tak w kółko, i w kółko.

Przez ciągłe przeskoki w czasie i między bohaterami oraz krótkie rozdziały strasznie kulała kreacja bohaterów. Wydali mi się strasznie płascy, nie wykazujący się niczym szczególnym. Do żadnego z nich się jakoś specjalnie nie przywiązałam ani polubiłam. Było też ich za dużo, a autorka każdemu chciała poświęcić trochę uwagi. Poza tym co z tą magiczną, ponadczasową historią miłosną, którą tak obiecywano? Ano nic, bo w sumie chyba nawet stu stron na to pani Morgenstern nie poświęciła. Za to stworzyła najbardziej nienaturalne zakochanie się dwójki bohaterów. Celia i Mark ledwo co się poznali, a później to już tylko wielka miłość była.

Odniosłam wrażenie, że autorka pogubiła się gdzieś w połowie pisania tej książki. Miała chyba za wiele pomysłów, które chciała wykorzystać, i nie wiedząc, co z nimi zrobić, po prostu gdzieś je tam upchnęła. Na dodatek Cyrk nocy nierozwiązanych wątków, niedomówień, a zakończenie to jeden wielki żart. Liczyłam naprawdę, że pod koniec wszystko się wyjaśni, dowiem się, o co chodzi z  tym pojedynkiem i całą masą innych rzeczy, ale nie!, Morgenstern stworzyła bardzo nijakie, niczego nie rozwiązujące zakończenie. A ja miałam jeszcze większy mętlik w głowie, bo już w końcu nie rozumiałam tego, o czym była ta książka.

Podsumowując, debiut Erin Morgenstern nie spodobał mi się ani trochę. Czytanie tej książki to była wręcz droga przez mękę, bo zajęło mi to aż cztery miesiące. Jedyną jej zaletą jest klimat i niczego więcej się nie dopatrzyłam. Jest tak że jedni ją kochają, drudzy nienawidzą. Ja należę do tej drugiej grupy, ale nie będę zniechęcać was do przeczytania jej. Może akurat komuś się spodoba?

Wyzwania:
Czytam fantastykę
Kocioł Wiedźmy


4 października 2015

Podsumowanie września

Wrzesień minął mi strasznie szybko i jak na razie nie narzekam na moją szkołę tak jak rok temu ;D Nawet udaje mi się przeżyć siedem polskich tygodniowo (human) i sześć niemieckich (trzy lekcje zaawansowanego i trzy lekcje rozszerzenia zaawansowanego przygotowujące do rozszerzonej matury). Ogólnie nie wiem, co mnie podkusiło, by wybrać niemiecki zamiast wosu, ale na razie daję radę i staram się nie germanizować mojego otoczenia XD Czytelniczo mogło wypaść nieco lepiej, ale trzy książki to też dobry wynik i jestem zadowolona.


Przeczytane książki:


"Dziewczyna ognia i cierni" Rae Carson
"Endgame. Wezwanie" James Frey, Nils Johnson-Shelton
"Wściekły" Katarzyna Kebernik
Ilość przeczytanych stron: 1294
Najlepsza książka: Dziewczyna ognia i cierni
Najgorsza książka: Wściekły
Wyzwania:
Kocioł Wiedźmy - 3
Czytam fantastykę - 4
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 9 cm (w końcu ukończyłam wyzwanie, jeej!)


A Wam jak minął wrzesień? Co przeczytaliście?

1 października 2015

„Tease” Amanda Maciel

Autor: Amanda Maciel
Tytuł: Tease
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Muza


Sara wraz z trojgiem innych uczniów liceum zostaje oskarżona o prześladowanie i psychiczne znęcanie się nad jedną ze swoich koleżanek. Emma nie potrafiła sobie poradzić z tym wszystkim, co było powodem jej nagłego samobójstwa, które wstrząsnęło mieszkańcami miasta. W ten oto sposób Sara – jedna z tych winnych śmierci dziewczyny – zostaje wykluczona ze społeczeństwa. Nie może wyjść do sklepu czy gdziekolwiek indziej, gdyż wszędzie widzi groźne spojrzenia posyłane w swoją stronę. Jednak Sara w ogóle nie czuje się winna i nie ma zamiaru przepraszać za to, że Emma odebrała sobie życie. 


"Jest po prostu tak, jak powiedziała Brielle zaraz po całej tej aferze: Emmie udało się wyjść z tego bez szwanku. Wszyscy powtarzają: „Nie ma jej, więc nie może się bronić”. Ja natomiast jestem i to jest naprawdę do dupy. Krótko mówiąc: ktoś umiera, więc wszyscy żywi automatycznie są od razu winni."

Sara przez dłuższy czas była taką szarą myszką. Niczym nie wyróżniała się w tłumie, dopóki nie spotkała Brielle - pewnej siebie dziewczyny z bogatego domu. W jej towarzystwie zmieniła się diametralnie. U boku popularnej i rozrywkowej przyjaciółki zaczęła chodzić na imprezy, spędzała godziny u kosmetyczki oraz znalazła wymarzonego chłopaka. W końcu stała się kimś. Nawet nie zauważyła, kiedy jej przyjaźń z Brielle zrobiła się bardziej toksyczna. Sara zaczęła za nią podążać, jej obecność pchała ją do czynów, jakich na pewno w życiu by się nie odważyła zrobić. Silna osobowość koleżanki po prostu ją stłamsiła, czego nie widziała lub raczej nie chciała widzieć. Dopiero rozłąka z Brielle sprawiła, że ujrzała sprawy w zupełnie innym świetle. Z dziewczyny, która ślepo wierzy w swoją niewinność i wręcz nawet obwinia Emmę za to, że się powiesiła, przeistoczyła się w znacznie bardziej dojrzalszą emocjonalnie osobę. Czytając, z zapałem obserwowałam jej przemianę.


Wielką zaletą tej książki jest to, że ciężko jest trzymać jakąkolwiek stronę konfliktu. Mimo że Sara jest główną bohaterką i ostatecznie zrozumiała swoje błędy, to i tak nie jest to postać, którą darzy się jakąś szczególną sympatią. To samo jest z Emmą. Jako ta nękana powinna być automatycznie tą dobrą, co nie? Właśnie tak nie jest. Emma to postać, którą najciężej jest rozgryźć. W szkole nie miała dobrej opinii. Ciągle się z kimś spotykała i flirtowała ze zajętymi chłopakami, przy tym sprawiając wrażenie zupełnie bezbronnej osoby. Bo wiecie, w Tease każdy bohater jest i dobry, i zły jednocześnie, ma swoją jasną i ciemną stronę. Nie da się go zaszufladkować.


Cała książka jest podzielona na to, co się działo przed samobójstwem Emmy i po, wtedy gdy Sarę czekała rozprawa sądowa. Te retrospekcje były bardzo pomocne w ocenieniu danej sytuacji, łączyły i przeplatały się z tym, co działo się w teraźniejszości. Pomocne były także nazwy miesięcy na początku rozdziałów, dzięki temu można było to sobie wszystko dokładnie poukładać w głowie i nie miałam wrażenia, że książka jest chaotyczna, co często się zdarza przy takich przeskokach w czasie. 



"Krótko mówiąc: ktoś umiera, więc wszyscy żywi automatycznie są od razu winni."

W ogóle wiecie, że po przeczytaniu kilkunastu początkowych stron byłam wręcz pewna tego, że skrytykuję tę książkę? Nie podobała mi się ani trochę, miałam wielki problem z przebrnięciem przez pierwsze rozdziały. Sam styl był do bólu prosty, a język strasznie infantylny. Gdy ją otrzymałam byłam pewna, że przeczytam ją w dwa dni, jednak trochę się przeliczyłam. Dopiero później, gdzieś tak w połowie, się do niej przekonałam i postanowiłam dać jej drugą szansę. 


Tease to książka o nękaniu napisana nie z punktu widzenia ofiary tylko oprawcy. Zwraca dużą uwagę, jakie pobudki potrafią kierować dręczycielem i jak to jest być później tym oskarżonym. To powieść o tym, do czego może się posunąć zazdrosna dziewczyna i o tym, że czasami nie wszystko jest takie, jakim się wydaje być. Myślałam, że książka będzie nieco lepsza, jednak nie zawiodłam się na niej. 



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki pani Marcie z Business&Culture i Wydawnictwu Muza.



Recenzja opublikowana na: