„Nie jesteśmy gotowi” Meg Little Reilly

352 str, HarperCollins Polska, 2017


Przeprowadzka z Brooklynu do domu w malowniczej górskiej scenerii Vermontu miała być dla Asha i Pii początkiem nowego życia. Małe miasteczko, piękna przyroda, święty spokój, czyli spełnienie marzeń po latach. Jednak już po trzech miesiącach na horyzoncie, dosłownie i w przenośni, pojawiają się ciemne chmury. Meteorolodzy zapowiadają burze i huragany na niespotykaną skalę. Strach przed kataklizmem ujawnia głębokie podziały w na pozór zgodnej lokalnej społeczności. Poważny kryzys dotyka również małżeństwa Asha i Pii. Poczucie zagrożenia, zamiast łączyć, pogłębia przepaść, z której do tej pory nie zdawali sobie sprawy.

Jestem zawiedziona relacją Pii i Asha. Naprawdę spodziewałam się, że będzie to małżeństwo, które chociaż przeżywa kryzysy, to jednak znajdzie w sobie siłę, by przetrwać. Liczyłam na taką prawdziwą miłość, ale autorka za wszelką cenę postanowiła ich rozdzielić. Faktycznie okazało się, że są to zupełnie różne charaktery, ale przecież aż tak wielkie różnice moim zdaniem powinny wyjść dużo wcześniej. Ciężko jest mi stwierdzić, czy polubiłam któregoś z nich. Obydwoje mieli zdolność do czynienia rzeczy, kolokwialnie mówiąc, niezbyt miłych. 

Nie mogę oprzeć się porównaniu tej książki do Historii pszczół Mai Lunde. Choć te powieści na pierwszy rzut opowiadają o czymś zupełnie innym, to obie autorki zdecydowały się zawrzeć tę samą przestrogę - dbaj o środowisko, w którym żyjesz, zwracaj uwagę na to, co ciebie otacza. Problem, jaki mam z Nie jesteśmy gotowi jest taki, że Meg Little Reilly wcale nie przekazuje tego delikatnie, tak jak Lunde. Prawdopodobnie to tylko moje odczucie, ale czułam, jakby przez postać Asha chciała nam pokazać, że tylko taka postawa jest właściwa, że od razu powinniśmy porzucić swoje życie w wielkich miastach i przenieść się na wieś. Naprawdę strasznie denerwowało mnie to wspominanie, czego to Ash sam nie zrobił i jak bardzo hipsterskie i organiczne jest teraz jego życie. W tym wszystkim było też dużo dramatyzowania. Dobra,  kto by w obliczu takiego niebezpieczeństwa nie dramatyzował? Jednak ja czułam w tym tylko sztuczny tragizm. Nie wysnułam żadnych głębszych refleksji pod koniec lektury. Okej, natura jest nieobliczalna i powinniśmy żyć w zgodzie z nią, ale tym bombardowała nas autorka od pierwszych stron. Naprawdę nie lubię, jak czytelnika traktuje się jak idiotę i wymusza się na nim pewien tok myślenia. 

Nie jesteśmy gotowi czyta się dobrze i w miarę szybko, aczkolwiek jest to jedna z tych książek, w których dominują opisy nad dialogami, Nie wszystkim może to przypaść do gustu. Tak, jak wspomniałam narratorem jest Ash i tu pojawia się pewien zgrzyt. Czasami czułam pewną różnicę między tym, co mówi, a tym co myśli, opisuje. Styl autorki nie jest bardzo plastyczny, ale jej opisy na pewno są bardzo rozbudowane i no cóż, nie pasowało mi to do postaci Asha. Albo w drugą stronę - jego styl wypowiedzi nie pasował zawsze do refleksji, które snuł. Poza tym to ciągle facet - nie wszystkim pisarkom łatwo jest się wczuć w narrację z tego punktu widzenia. Wydaje mi się, że w tym wypadku idealnie sprawdziłby się narrator trzecioosobowy. 

Nie jesteśmy gotowi oceniam jako bardzo średnią książkę. Nie była zła, ale na pewno nie dostałam tego, czego od niej oczekiwałam, Była taka sobie. Z tego też powodu nie będę jej wam ani polecać, ani odradzać. 
★★★★★☆☆☆☆☆

Wyzwania: ABC Czytania

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HaperCollins Polska.

Brak komentarzy:

Dziękuję za każdy komentarz!

Obsługiwane przez usługę Blogger.