„Cień wiatru” Carlos Ruiz Zafón

Autor: Carlos Ruiz Zafón
Tytuł: Cień wiatru
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Muza


Barcelona. Rok 1945. Dziesięcioletni Daniel podąża uliczkami miasta za ojcem - księgarzem i antykwariuszem - który prowadzi go wprost do Cmentarza Zapomnianych Książek. Młody Sempere spośród tysiąca tomów przeróżnych książek ma wybrać sobie jedną i ocalić ją od zapomnienia. Jego wybór pada na Cień wiatru autorstwa tajemniczego i nieznanego Juliana Caraxa. Chłopak próbuje odnaleźć inne dzieła tego autora, ale okazuje się, że wszystkie zostały zniszczone, a on sam jest w posiadaniu jedynego zachowanego egzemplarza. 

Cień wiatru to tytuł, który jest świetnie znany książkowej części blogosfery i miałam wrażenie, że zaliczam się do bardzo nielicznego grona osób, którzy tej książki jeszcze nie przeczytali. Zachęcona pozytywnymi recenzjami i dobrymi wrażeniami po lekturze Księcia mgły, postanowiłam zabrać się za kolejną książkę Zafona. Byłam do niej bardzo pozytywnie nastawiona, no bo jak mogłaby mi się nie spodobać książka o książkowej intrydze? Otóż, jak się okazało, jest to możliwe.

"Czas, im bardziej jest pusty, tym szybciej płynie. Życie pozbawione znaczenia przemyka obok, jak pociąg niezatrzymujący się na stacji."

Zacznijmy od tego, że cała książka jest podzielona na dziewięć okresów czasowych, w większości z życia Daniela, które dalej dzielą się na rozdziały. Pierwsze dwie części czytało mi się naprawdę dobrze i nawet szybko. Akcja skupiała się głównie na miłosnych perypetiach nastoletniego Daniela (i wcale tu nie chodzi o miłość do rówieśniczki) i na kiełkujących dopiero poszukiwaniach Juliana. Akcji samej w sobie było mało, ale nie zrażałam się i nie przeszkadzało mi to, że wszystko się tak długo ciągnie. Dopiero gdzieś około setnej strony straciłam nadzieję, a samo czytanie szło mi opornie.

Gdybym miała wybrać jedno słowo, które nasuwa mi się na myśl o tej książce, to byłaby to nuda. Oto mamy powieść o nietuzinkowej i godnej uwagi historii (mam tu na myśli mi.in. Caraxa, który wywarł na mnie wielkie wrażenie, ale o tym później), która teoretycznie nie powinna mnie wynudzić, ale właśnie tak było. Zabrakło mi w niej czegoś, co sprawiłoby, że nie mogłabym przez cały czas oderwać wzroku od stron, że czytałabym ją z zapartym tchem.  A prawda jest taka, że zabrałam się za nią pod koniec lipca, a skończyłam dopiero w listopadzie, kiedy musiałam leżeć w łóżku i nie miałam niczego lepszego pod ręką. Gdyby nie to, pewnie dalej leżałaby niedokończona na półce.

"Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterie; to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć."

Przechodząc do bohaterów, w książce na pierwszy plan wychodzą trzy postacie: Daniel, Fermin i Julian Carax. Daniel to główny bohater książki i narrator jednocześnie. Czytelnik poznaje go jako nieco zagubionego i nieśmiałego chłopca, który wychowuje się bez matki. Z czasem Daniel dorasta i bardziej wplątuje się w poszukiwania Caraxa i myślę, że uczynienie z niego narratora było złym pomysłem. Szukanie tropów, postaci i wysłuchiwanie ich wersji wydarzeń odbywa się kosztem tego bohatera, który to wszystko opisuje i w pewnym momencie po prostu się zlewa z treścią. Mam na myśli to, że stał się najbardziej bezosobową postacią, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia, i, szczerze mówiąc, nie przychodzi mi teraz do głowy żadna wyróżniająca go cecha charakteru. Z Ferminem sytuacja ma się na szczęście zupełnie inaczej. To przekomiczna, przezabawna i przeurocza postać; perełka tej książki. Za każdym razem, gdy pojawiał się, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, bo zawsze potrafił powiedzieć coś rozbawiającego lub zaskakująco trafić w sedno sprawy. 

O Julianie chciałabym móc napisać więcej, bo zasługuje na większą uwagę, ale tego nie zrobię, gdyż wymagałoby to dużo spoilerowania. Mogę jedynie napisać, że Carax i ta cała jego historia dobitnie mną wstrząsnęły, a moment, kiedy cała zagadka była na rozwiązaniu, był jedynym momentem w całej książce, kiedy faktycznie niecierpliwie śledziłam poczynania bohaterów. Losy Caraxa naprawdę mną wstrząsnęły i sprawiły, że przez kilka dni nie mogłam wyrzucić tej książki z głowy. Ciągle o niej myślałam i miałam mętlik w głowie, bo nie wiedziałam, co mam o niej sądzić.

"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."

Ostatecznie mogę stwierdzić, że Cienia wiatru zdecydowanie nie zaliczę do grona ulubionych książek. Posiada wady, które czasami sprawiały, że czytanie było dla mnie męką i ciągle musiałam ją odkładać, jednak mimo to czuję do niej jakiś dziwny sentyment, którego nie potrafię wyjaśnić. Minęło już trochę czasu od skończenia jej, a ona dalej siedzi mi w głowie i, jeśli mam być szczera, nie potrafię dojrzeć w niej tych achów, nad którymi się wszyscy zachwycają, ale znielubić też jej nie potrafię. 

"Naprawdę kocha się tylko raz w życiu, Julianie, nawet jeśli człowiek tego nie zauważa."
Obsługiwane przez usługę Blogger.