[PRZEDPREMIEROWO] „Bez słów” Mia Sheridan
Mia Sheridan, Bez słów, 400, Otwarte ★★★★★★★★☆☆ |
Bree po traumatycznych wydarzeniach, jakie spotkały ją w przeszłości, postanawia zaznać nieco spokoju. W ten sposób trafia do małego turystycznego miasteczka Pelion, będącym dla niej symbolem miłych wspomnień z rodzinnych wakacji, po raz ostatni spędzonych w komplecie. Dziewczyna szybko nawiązuje kontakt ze starszą sąsiadką oraz za jej poleceniem znajduje przyzwoitą pracę w lokalnej kawiarni, ale też przez przypadek poznaje Archera – milczącego samotnika, darzącego nieufnością każdą osobę. Bree czuje się nim zafascynowana i próbuje odkryć, co w sobie skrywa, ale czy gotowa na to, co ją czeka?
Archer to ponad dwudziestoletni mężczyzna, który w środku ciągle jest tym biednym siedmiolatkiem, którego cała przyszłość została skreślona przez jeden wypadek. Potępiany i odrzucony przez miejscowe społeczeństwo przez coś, co w ogóle nie było jego winą, zbudował wokół siebie mur, żyjąc w kompletnej ciszy. Po śmieci wujka został całkiem sam i od tej pory stał się niewidzialny dla innych osób, a dostrzegła go dopiero Bree. Jednak miłość do tej dziewczyny nie pomaga mu na uporaniu się ze wszystkimi problemami, jest wręcz odwrotnie – uczucie, jakim darzy się ta dwójka, utrudnia wiele spraw, z którymi muszą się razem zmierzyć.
Cała powieść naznaczona jest niewypowiedzianym bólem samotności oraz brakiem akceptacji. Jak daleko musi zajść egoizm innych ludzi, by wykluczyć ze społeczeństwa kilkuletnie dziecko, bo jest po prostu „inne”? I jak daleko musi zajść strach przed reakcją ludzi na swoją obecność, by nastolatek bał się wyjść do miasta i prawie całe swoje życie spędził za ogrodzeniem domu? Historia Archera opowiada nie tylko o akceptacji odmienności innych osób, ale przede wszystkim o afirmacji samego siebie. Nie ma nic w złego w tym, że różnisz się od swoich rówieśników i każdy będzie na to zupełnie inaczej reagować, ale to nie znaczy, że wszyscy będą tobie nieprzychylni. „Bez słów” mówi także o tym, jak radzić sobie ze stratą bliskich osób czy poczuciem winy, które zżera nas od środka. To książka, którą pochłania się i która pochłania nas, chociaż idealna nie jest.
A więc, co mi się nie spodobało? Ano to, że liczyłam na to, że Mia Sheridan zostawi mnie ze złamanym sercem i twarzą całą we łzach, a tak się nie stało. Chociaż cała historia, uwierzcie mi, jest absolutnie cudowna, a styl autorki momentami niezwykle plastyczny i delikatny, to jeśli chodzi o wzbudzenie we mnie jakichkolwiek uczuć, to to akurat jej się nie udało. Problem w tym, że nie byłam obojętna na przeżycia bohaterów, lecz byłam obojętna na związek, który budowali, co jest przecież podstawą w New Adult. Myślę, że to głównie przez to, że w pewnym momencie zrobiło się bardzo cukierkowo i nawet zaczęła mi przeszkadzać częstotliwość występowania scen erotycznych, a mi to prawie nigdy nie przeszkadza. Gdyby nie to, z pewnością książka ta byłaby idealna.
Nie da się ukryć, że „Bez słów” zaczyna się tak jak każda inna powieść z nurtu New Adult. Mamy tutaj motyw ucieczki, przypadkowego spotkania dwóch młodych ludzi, dotkliwie doświadczeni przez okrutny los, a także kiełkujące między nimi uczucie oraz dużo seksu. Jednak Mia Sheridan wyznaczyła sobie nieco inny kierunek, dyktowany przez mityczną legendę o centaurze Chironie, umieszczoną na samym początku książki. Centaur ten został przez przypadek ugodzony zatrutą strzałą przez Heraklesa i nic nie mogło zatrzymać bólu, jaki odczuwał, dopóki z własnej woli nie oddał Prometeuszowi swojego życia. W ten sposób ich obu uwolnił od przeżywania katuszy, a jego rana symbolizuje „moc cierpienia – sposób, w jaki ból, fizyczny lub emocjonalny, może stać się źródłem wielkiej siły moralnej oraz duchowej.” Właśnie tropem tej legendy podążają Bree i Archer, zamieniający ból w niezwykłą siłę.
Nie płaczę ani nie czuję się zdruzgotana, ale i tak lektura „Bez słów” na swój sposób mną wstrząsnęła, bo musicie wiedzieć, że to piekielnie dobra książka. To historia o osobach, szukających uczucia oraz przebaczenia, przepełniona poczuciem straty i bezradności. Jestem pewna, że „Bez słów” przepadnie do gustu każdemu fanowi tego gatunku.
Archer to ponad dwudziestoletni mężczyzna, który w środku ciągle jest tym biednym siedmiolatkiem, którego cała przyszłość została skreślona przez jeden wypadek. Potępiany i odrzucony przez miejscowe społeczeństwo przez coś, co w ogóle nie było jego winą, zbudował wokół siebie mur, żyjąc w kompletnej ciszy. Po śmieci wujka został całkiem sam i od tej pory stał się niewidzialny dla innych osób, a dostrzegła go dopiero Bree. Jednak miłość do tej dziewczyny nie pomaga mu na uporaniu się ze wszystkimi problemami, jest wręcz odwrotnie – uczucie, jakim darzy się ta dwójka, utrudnia wiele spraw, z którymi muszą się razem zmierzyć.
Cała powieść naznaczona jest niewypowiedzianym bólem samotności oraz brakiem akceptacji. Jak daleko musi zajść egoizm innych ludzi, by wykluczyć ze społeczeństwa kilkuletnie dziecko, bo jest po prostu „inne”? I jak daleko musi zajść strach przed reakcją ludzi na swoją obecność, by nastolatek bał się wyjść do miasta i prawie całe swoje życie spędził za ogrodzeniem domu? Historia Archera opowiada nie tylko o akceptacji odmienności innych osób, ale przede wszystkim o afirmacji samego siebie. Nie ma nic w złego w tym, że różnisz się od swoich rówieśników i każdy będzie na to zupełnie inaczej reagować, ale to nie znaczy, że wszyscy będą tobie nieprzychylni. „Bez słów” mówi także o tym, jak radzić sobie ze stratą bliskich osób czy poczuciem winy, które zżera nas od środka. To książka, którą pochłania się i która pochłania nas, chociaż idealna nie jest.
A więc, co mi się nie spodobało? Ano to, że liczyłam na to, że Mia Sheridan zostawi mnie ze złamanym sercem i twarzą całą we łzach, a tak się nie stało. Chociaż cała historia, uwierzcie mi, jest absolutnie cudowna, a styl autorki momentami niezwykle plastyczny i delikatny, to jeśli chodzi o wzbudzenie we mnie jakichkolwiek uczuć, to to akurat jej się nie udało. Problem w tym, że nie byłam obojętna na przeżycia bohaterów, lecz byłam obojętna na związek, który budowali, co jest przecież podstawą w New Adult. Myślę, że to głównie przez to, że w pewnym momencie zrobiło się bardzo cukierkowo i nawet zaczęła mi przeszkadzać częstotliwość występowania scen erotycznych, a mi to prawie nigdy nie przeszkadza. Gdyby nie to, z pewnością książka ta byłaby idealna.
Nie da się ukryć, że „Bez słów” zaczyna się tak jak każda inna powieść z nurtu New Adult. Mamy tutaj motyw ucieczki, przypadkowego spotkania dwóch młodych ludzi, dotkliwie doświadczeni przez okrutny los, a także kiełkujące między nimi uczucie oraz dużo seksu. Jednak Mia Sheridan wyznaczyła sobie nieco inny kierunek, dyktowany przez mityczną legendę o centaurze Chironie, umieszczoną na samym początku książki. Centaur ten został przez przypadek ugodzony zatrutą strzałą przez Heraklesa i nic nie mogło zatrzymać bólu, jaki odczuwał, dopóki z własnej woli nie oddał Prometeuszowi swojego życia. W ten sposób ich obu uwolnił od przeżywania katuszy, a jego rana symbolizuje „moc cierpienia – sposób, w jaki ból, fizyczny lub emocjonalny, może stać się źródłem wielkiej siły moralnej oraz duchowej.” Właśnie tropem tej legendy podążają Bree i Archer, zamieniający ból w niezwykłą siłę.
Nie płaczę ani nie czuję się zdruzgotana, ale i tak lektura „Bez słów” na swój sposób mną wstrząsnęła, bo musicie wiedzieć, że to piekielnie dobra książka. To historia o osobach, szukających uczucia oraz przebaczenia, przepełniona poczuciem straty i bezradności. Jestem pewna, że „Bez słów” przepadnie do gustu każdemu fanowi tego gatunku.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
Świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mnie często dotyka sytuacja, gdy książka jest świetna i to czuję, ale istnieją rzeczy drażniące. Wówczas trudno wyłuskać odpowiednią ocenę. Myślę, że ta konkretna powieść mogłaby mnie zainteresować, jednak muszę posiadać do niej konkretny nastrój. Taki, który sprawi, że się rozkleję. :D Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńwww.majuskula.blogspot.com
Może kiedyś skuszę się na tę książkę. Super recenzja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mimo, że Tobą nie wstrząsnęła, dobrze, że jest warta przeczytania. Ja właśnie dzisiaj ją dostałam :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że związek bohaterów nie zrobił na Tobie większego wrażenia - faktycznie to jest dość istotne w New Adult ;) Jednak i tak mam straszną ochotę na tę powieść. Muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
houseofreaders.blogspot.com
Jakoś mnie do niej nie ciągnie, mimo Twojej rekomendacji, ale może się kiedyś skuszę jak dorwę w bibliotece :) Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Książka mnie bardzo zaciekawiła zaraz po tym jak dowiedziałam się o jej publikacji. Jestem nią oczarowana i nie mogę się doczekać aż będę mogła po nią sięgnąć i mam nadzieję że się nie zawiodę. Ciekawa recenzja :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
In my different World
Jak tylko wyjdzie to na pewniaka kupię! Lubię gołe klaty na okładkach ^^
OdpowiedzUsuńBuziaki!
BOOKBLOG
Lubię powieści Sheridan - może faktycznie nie pozostawiają we łzach, ale mają w sobie to coś, co sprawia, że chce się sięgać po kolejne tytuły :)
OdpowiedzUsuńHm... Z Twojej recenzji wynika, że jest to bardzo dobre NA, ale jednak nie wybitne. Uwielbiam, gdy książki zostawiają mnie z mokrą twarzą, bo łzy spowodowane wydarzeniami nie chcą przestać płynąć, a na Tobie ta historia aż takiego wrażenia nie wywołała... No nic, przeczytam to zobaczę, czy podobnie będzie i u mnie. ;)
OdpowiedzUsuńDobre new adult, choć momentami cukierkowe, no i dużo erotyki. Nie, chyba jednak się nie zdecyduję. Choć, przyznam szczerze, motyw podążania za legendą o Chironie jest naprawdę niesamowity i żałuję, że nie został wykorzystany w innej książce, w innym gatunku.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zabrakło tych silnych emocji. Ja uwielbiam kiedy w literaturze młodzieżowej autorzy pozwalają sobie na manipulowanie naszymi biednymi sercami :P Ale ogólnie chętnie przeczytam, zainteresowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńIntrygująca recenzja i chyba muszę przekonać się na własnej skórze czy książka mną wstrząśnie czy jednak nie.. ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Rav swiatraven.blogspot.com
Książka jest rzeczywiście niesamowita!
OdpowiedzUsuńSama czytałam ją chyba rok temu w oryginale i pamiętam, że zrobiła na mnie spore wrażenie ;D
Mimo, że książka nie pozostawia czytelnika ze złamanym sercem, to i tak wydaje się być naprawdę warta uwagi ;)
OdpowiedzUsuńNawiązanie do centaura i Heraklesa podoba mi się bardzo, ale książka zdecydowanie nie jest dla mnie. Za mało magii :)
OdpowiedzUsuńTak bardzo się cieszę, że już zamówiłam sobie tą książkę. Wszędzie, gdzie się nie spojrzę widzę recenzję tej właśnie lektury. Jeszcze nie spotkałam się z żadną negatywną, więc wiem, że to będzie dobra pozycja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę wesołych świąt
swiat-pelen-liter.blogspot.com
Bardzo dobra recenzja, jednak ta książka jak na mój gust wydaje się być zbytnio depresyjna :)
OdpowiedzUsuńOo, nie słyszałam o tym nawiązaniu do centaura Chirona :o Teraz tym bardziej mam chęć na tę książkę!! ^_^
OdpowiedzUsuńWe fragmencie "Ano to, że liczyłam na to, że Mia Sheridan zostawi mnie ze złamanym sercem i twarzą całą we łzach, a tak się nie stało. Chociaż cała historia, uwierzcie mi, jest absolutnie cudowna, a styl autorki momentami niezwykle plastyczny i delikatny, to jeśli chodzi o wzbudzenie we mnie jakichkolwiek uczuć, to to akurat jej się nie udało. Problem w tym, że nie byłam obojętna na przeżycia bohaterów, lecz byłam obojętna na związek, który budowali, co jest przecież podstawą w New Adult" idealnie oddałaś to, co czuję po skończeniu tej powieści. Historia piękna, ale brakowało jej tego, co wycisnęło by łezkę, czy dwie, czy w ogóle całe tony.
OdpowiedzUsuńAle książka jak najbardziej cudowna, bardzo mi się podobała i z pewnością będę ją wspominała dość długo, ze względu na ciekawą i nietuzinkową kreację Archera. ;)
recenzje-koneko.blogspot.com
We fragmencie "Ano to, że liczyłam na to, że Mia Sheridan zostawi mnie ze złamanym sercem i twarzą całą we łzach, a tak się nie stało. Chociaż cała historia, uwierzcie mi, jest absolutnie cudowna, a styl autorki momentami niezwykle plastyczny i delikatny, to jeśli chodzi o wzbudzenie we mnie jakichkolwiek uczuć, to to akurat jej się nie udało. Problem w tym, że nie byłam obojętna na przeżycia bohaterów, lecz byłam obojętna na związek, który budowali, co jest przecież podstawą w New Adult" idealnie oddałaś to, co czuję po skończeniu tej powieści. Historia piękna, ale brakowało jej tego, co wycisnęło by łezkę, czy dwie, czy w ogóle całe tony.
OdpowiedzUsuńAle książka jak najbardziej cudowna, bardzo mi się podobała i z pewnością będę ją wspominała dość długo, ze względu na ciekawą i nietuzinkową kreację Archera. ;)
recenzje-koneko.blogspot.com