„Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno” Kirsty Moseley
![]() |
Kirsty Moseley, Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno, 351, HarperCollins Polska ★☆☆☆☆☆☆☆☆☆ |
Kiedy dowiedziałam się o tej książce, czułam, że koniecznie muszę ją przeczytać. Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno zapowiadał się, jako nietuzinkowy i wstrząsający romans, a porównania Kirsty Moseley do takich autorek jak Colleen Hoover czy Jennifer L.Armentrout tylko zaostrzały mój apetyt na tę powieść. Szkoda tylko, że mój niezawodny radar, wyłapujący złe książki, nie ostrzegł mnie przed tą lekturą, bo zmarnowałam tylko na nią cenny czas.
Dzieciństwo Amber nie było łatwe. Nie dość że w jej domu panowała przemoc domowa, a wraz z mamą i bratem musieli chodzić na palcach, by nie zdenerwować ojca, to jeszcze była przez niego molestowana. Pozostawiło to u niej uraz do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, a jedynymi osobami, jakie jest w stanie do siebie dopuścić są jej mama, brat Jake i Liam - chłopak, który od ośmiu lat zakrada się do niej przez okno i zasypia przy niej, a w dzień zachowuje się jak dupek i dokucza jej na każdym kroku.
Amber to szesnastolatka, która mimo młodego wieku, może pochwalić się pełnym bagażem doświadczeń. Ojciec, jedna z najbliższych osób, który miał być dla niej opoką i którego miała darzyć zaufaniem, zaczął patrzeć się na nią w sposób, w jaki ojciec nie powinien patrzeć na swoją córkę , oraz oczekiwać rzeczy, jakich nie powinien oczekiwać ojciec od swojej córki. Sprawiło to że nie tylko dziewczyna nie może znieść dotyku innych ludzi, ale też stała się bardzo nieśmiałą osobą, która stroni od imprez. Teoretycznie, gdyż w tym momencie zaczyna się głupota tej książki. No bo jaka nieśmiała i bojaźliwa osoba ubierze się wyzywająco do szkoły lub założy się, że jako pierwsza prześpi się ze szkolnym przystojniakiem? Poza tym jakim cudem Amber źle się czuje, przytulając swoją najlepszą przyjaciółkę, ale podczas treningów tanecznych fobia przed dotykiem nie sprawia jej już żadnego problemu? Nie udało mi się polubić tej bohaterki. Mimo moich usilnych prób ciągle wydawała mi się strasznie dziecinną i przerysowaną postacią.
Kiedy przeczytało się już x powieści z nurtu Young czy New Adult, postać Liama dla czytelnika nie jest żadnym zaskoczeniem. To typowe szkolne ciacho, które zalicza wszystko, co się rusza, i nie stroni od podtekstów seksualnych w każdej swojej wypowiedzi. Może i obdarzyłabym go cieniem sympatii, gdyby nie to, że po związaniu z Amber przemienił się w ciepłe kluchy. Jeśli miał jakikolwiek charakter, to po prostu go stracił, a na jego miejsce wskoczyły zachwyty na temat tego, jak mu jest super z Amber i jak cieszy się, że są razem. W pewnym momencie miałam już tego dosyć, bo powtarzał się, jak zdarta płyta, i końca nie było widać.
W ogóle moim największym szokiem po przeczytaniu kilku pierwszych stron tej książki było to, że Amber nienawidziła Liama oraz nie znosiła jego towarzystwa. Było to tym bardziej dziwne, no bo kto śpi z kimś, kogo nie lubi? Ani trochę nie mogłam tego pojąć. Nie mogłam też pojąć tego, o czym właściwie jest ta książka. Okej, wiadomo, że celem romansu jest szczęśliwe połączenie dwóch głównych bohaterów, ale co w momencie kiedy oni schodzą się mniej więcej koło siedemdziesiątej strony, a ich związek w sumie nie napotyka żadnych trudności na kolejnych stronach? Ano w tym momencie czuć, że ta książka była wcześniej publikowana w Internecie, bo większość typowych opowiadań blogowych tak właśnie wygląda. Dlatego też kolejne dwieście osiemdziesiąt stron nie wnosiło niczego ciekawego, oprócz nudny szkolnych i rodzinnych perypetii.
Chciałabym napisać, że chociaż styl ratuje tę książkę, ale niestety wcale tak nie jest. Na początku było nawet śmiesznie i dobrze się czytało, ale później, gdy na scenę wkroczyła sielanka Amber i Liama, już tak świetnie nie było. Byłam za to coraz bardziej znużona, a wydarzenia coraz głupsze i bardziej absurdalne. Kiedy myślałam, że gorzej być nie może, natrafiłam na to jedno zdanie, które mnie dobiło i po prostu straciłam wiarę w tę książkę.
Podsumowując, Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno to jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałam. Świetnie zapowiadająca się powieść okazała się wyidealizowaną historią o miłości dwójki nastolatków. Zdecydowanie odradzam.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.
Wybaczcie mi moją nieobecność, ale ostatnio coś mi nie idzie to całe blogowanie.
Dzieciństwo Amber nie było łatwe. Nie dość że w jej domu panowała przemoc domowa, a wraz z mamą i bratem musieli chodzić na palcach, by nie zdenerwować ojca, to jeszcze była przez niego molestowana. Pozostawiło to u niej uraz do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, a jedynymi osobami, jakie jest w stanie do siebie dopuścić są jej mama, brat Jake i Liam - chłopak, który od ośmiu lat zakrada się do niej przez okno i zasypia przy niej, a w dzień zachowuje się jak dupek i dokucza jej na każdym kroku.
Amber to szesnastolatka, która mimo młodego wieku, może pochwalić się pełnym bagażem doświadczeń. Ojciec, jedna z najbliższych osób, który miał być dla niej opoką i którego miała darzyć zaufaniem, zaczął patrzeć się na nią w sposób, w jaki ojciec nie powinien patrzeć na swoją córkę , oraz oczekiwać rzeczy, jakich nie powinien oczekiwać ojciec od swojej córki. Sprawiło to że nie tylko dziewczyna nie może znieść dotyku innych ludzi, ale też stała się bardzo nieśmiałą osobą, która stroni od imprez. Teoretycznie, gdyż w tym momencie zaczyna się głupota tej książki. No bo jaka nieśmiała i bojaźliwa osoba ubierze się wyzywająco do szkoły lub założy się, że jako pierwsza prześpi się ze szkolnym przystojniakiem? Poza tym jakim cudem Amber źle się czuje, przytulając swoją najlepszą przyjaciółkę, ale podczas treningów tanecznych fobia przed dotykiem nie sprawia jej już żadnego problemu? Nie udało mi się polubić tej bohaterki. Mimo moich usilnych prób ciągle wydawała mi się strasznie dziecinną i przerysowaną postacią.
Kiedy przeczytało się już x powieści z nurtu Young czy New Adult, postać Liama dla czytelnika nie jest żadnym zaskoczeniem. To typowe szkolne ciacho, które zalicza wszystko, co się rusza, i nie stroni od podtekstów seksualnych w każdej swojej wypowiedzi. Może i obdarzyłabym go cieniem sympatii, gdyby nie to, że po związaniu z Amber przemienił się w ciepłe kluchy. Jeśli miał jakikolwiek charakter, to po prostu go stracił, a na jego miejsce wskoczyły zachwyty na temat tego, jak mu jest super z Amber i jak cieszy się, że są razem. W pewnym momencie miałam już tego dosyć, bo powtarzał się, jak zdarta płyta, i końca nie było widać.
W ogóle moim największym szokiem po przeczytaniu kilku pierwszych stron tej książki było to, że Amber nienawidziła Liama oraz nie znosiła jego towarzystwa. Było to tym bardziej dziwne, no bo kto śpi z kimś, kogo nie lubi? Ani trochę nie mogłam tego pojąć. Nie mogłam też pojąć tego, o czym właściwie jest ta książka. Okej, wiadomo, że celem romansu jest szczęśliwe połączenie dwóch głównych bohaterów, ale co w momencie kiedy oni schodzą się mniej więcej koło siedemdziesiątej strony, a ich związek w sumie nie napotyka żadnych trudności na kolejnych stronach? Ano w tym momencie czuć, że ta książka była wcześniej publikowana w Internecie, bo większość typowych opowiadań blogowych tak właśnie wygląda. Dlatego też kolejne dwieście osiemdziesiąt stron nie wnosiło niczego ciekawego, oprócz nudny szkolnych i rodzinnych perypetii.
Chciałabym napisać, że chociaż styl ratuje tę książkę, ale niestety wcale tak nie jest. Na początku było nawet śmiesznie i dobrze się czytało, ale później, gdy na scenę wkroczyła sielanka Amber i Liama, już tak świetnie nie było. Byłam za to coraz bardziej znużona, a wydarzenia coraz głupsze i bardziej absurdalne. Kiedy myślałam, że gorzej być nie może, natrafiłam na to jedno zdanie, które mnie dobiło i po prostu straciłam wiarę w tę książkę.
Podsumowując, Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno to jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałam. Świetnie zapowiadająca się powieść okazała się wyidealizowaną historią o miłości dwójki nastolatków. Zdecydowanie odradzam.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.
Wybaczcie mi moją nieobecność, ale ostatnio coś mi nie idzie to całe blogowanie.