„Prawo Mojżesza” Amy Harmon


Mojżesz to dziecko cracku. Znaleziono go, zaledwie kilkugodzinne dziecko, umierającego w koszu na pranie w pralni QuickWash. Matka, która go porzuciła, była narkomanką i zmarła kilka dni później. Chłopak nie miał łatwego życia - dorastał, podróżując między jednymi krewnymi a drugimi. Nikt nie chciał zajmować się trudnym nastolatkiem z problemami. W końcu tuż przed swoimi osiemnastymi urodzinami Mojżesz trafia do swojej babci i zaczyna pomagać na farmie rodziców siedemnastoletniej Georgii, która wbrew rozsądkowi zaczyna się do niego zbliżać.

Pierwsza część książki jest bardzo średnia i gdy czytam, że niektórzy porzucili ją na początku, to w ogóle nie dziwię się tym osobom. Mamy tutaj bowiem typowy młodzieżowy romans, który leci schematami. On jest tajemniczy i groźny, za to ona to ta dobra dziewczyna, która ciągle za nim lata i próbuje go naprawić. Nic odkrywczego, prawda? Też tak myślałam. Choć czytało mi się to całkiem szybko, to i tak akcja była nudna, nic ciekawego się nie działo, aż w końcu nastąpiła druga część. Kiedyś w jednej recenzji przeczytałam, że te części to jakby dwie zupełnie odmienne książki i chyba nie mogłabym się z tym stwierdzeniem bardziej zgodzić. Amy Harmon nagle zaczęła prezentować zupełnie inny poziom, a Prawo Mojżesza stało się dojrzalszą powieścią.

Polubiłam Georgię. Co prawda wobec Mojżesza zachowywała się czasami irracjonalnie i nie podobało mi się kilka momentów, to w gruncie rzeczy nie jest to zła bohaterka. Wspomniałam, że ciągle latała za chłopakiem i próbowała go naprawić, ale wiecie co? Podobała mi się jej walka o niego, nawet gdy on ją odrzucał. Nie chodziło tu o głupi młodzieńczy romans, ale o faktyczną pomoc. Za to Georgia po przeskoku czasowym to zupełnie inna osoba. Amy Harmon fantastycznie pokazała na jej przykładzie stratę bliskiej osoby i nie mam tu na myśli straty ukochanego. Mojżesz to moim skromnym zdaniem jedna z lepiej skonstruowanych postaci męskich. Autorka naprawdę dobrze ukazała jego psychikę i przez co przechodził.

Cała druga część jest bardzo bolesna i wykracza poza ramy zwykłego romansu. Właściwie to nawet nie wiem, co tu napisać, by niczego ważnego wam nie zdradzić. Podobało mi się też to, że w tej książce nie ma rozbudowanych scen miłosnych, co ostatnio nie jest często spotykane. To taki powiew świeżości.

Mojżesz lubi malować i to bardzo. Dosyć często swoimi rysunkami ozdabia ściany pokoju czy budynków zupełnie innych osób i często są to obrazy, których w ogóle nie powinien mieć w głowie. Wiecie, ja lubię wątki paranormalne, ale gdy jestem przygotowana na ich pojawienie. Jak przygotuję się na romans, to chcę mieć tylko romans, bez żadnego mieszania gatunków, bo to zazwyczaj w tym wypadku do siebie nie pasuje. Tutaj też było trochę to dziwnie przedstawione i na początku w ogóle mi się nie podobało, nic się też nie trzymało kupy. Dopiero później ten wątek jakby ewoluował i miał ręce i nogi. Nadał on lekko nostalgiczny klimat Prawu Mojżesza.

Bardzo wkurzyło mnie zakończenie. Na okładce wydawnictwo zapewnia nas, że ta historia nie kończy się happy endem, prolog to podtrzymuje i pluję sobie w brodę, że dałam się na to nabrać. Ja wręcz nienawidzę takich zagrań, uwierzcie mi, i szybko wietrzę podstęp, ale tym razem po prostu zaufałam autorce. Gdy doszło do pewnego wydarzenia, pomyślałam wow, jednak nikt mnie nie okłamał jednocześnie z NIE, Amy Harmon, nie możesz tego zrobić, nie możesz mnie tak zranić. Już szykowałam sobie chusteczki, ale okazało się, że są niepotrzebne, bo ktoś tu postanowił wprowadzić czytelnika w błąd. Nawet przeczytałam kilka razy prolog, aby zastanowić się nad tym, do której postaci się tak naprawdę odnosił, ale tak czy siak nie wybaczę wydawnictwu tego tekstu na okładce.

Jak już tak narzekam, to muszę napisać, że jest okropna. Gdy oglądałam ją na zdjęciach, zawsze widziałam ją niebiesko-białą, przy czym ten biały czasami miał różowe zabarwienie. Myślałam sobie, że ślicznie to wygląda, dopóki książka nie wpadła w moje ręce. Ten róż to nie róż, tylko żółty, który nie powiem, z czym mi się kojarzy, bo nie wypada. Zastanawiam się, jaki genialny grafik postanowił połączyć razem te dwa kolory. Przecież to wygląda okropnie.

Trochę wzbraniałam się przed przeczytaniem Prawa Mojżesza. Mówiłam sobie, że chcę to przeczytać, ale za każdym razem, gdy brałam tę książkę do ręki, odkładałam ją na półkę. Trochę się jej bałam i byłam pewna, że skoro wszyscy się nią tak zachwycają, to mi na pewno się ona nie spodoba i w ogóle będzie przereklamowana. Gdy w końcu po nią sięgnęłam, okazała się strzałem w dziesiątkę. To naprawdę dobra powieść, choć nie bez wad.

★★★★★★★★☆☆

Wyzwania: ABC Czytania

Brak komentarzy:

Dziękuję za każdy komentarz!

Obsługiwane przez usługę Blogger.